Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/87

Ta strona została uwierzytelniona.

jąc młodzież, reklamowaną jako świetne partje. Lucię koniecznie chciała wydać za mąż. Główny nacisk w tych wyborach kładła na tytuły i majątki. Lucia jednak nie miała powodzenia: w towarzystwach nie była sympatyczną. Zawsze poważna, zimna, ignorowała młodzież, jakby umyślnie stopniując swą obojętność względem bogatszych i bardziej utytułowanych. Największe zabiegi wytrawnych zdobywców salonowych nie zdołały nigdy wywołać w jej oczach zalotnego błysku. Patrzała śmiało w oczy męskie — często surowo, nawet ironicznie, nigdy kokieteryjnie. A że była istotnie ładna, naturalnie wdzięczna i posągowo poważna w tonie, więc złota młodzież przezwała ją westalką, i nazwa ta ustaliła się w salonach. Westalka, tylko wtedy uśmiechała się promiennie, gdy jej nikt nie widział, i gdy mogła swobodnie bujać z marzeniami, zapatrzona w fotografję ordynata. Często klęcząc przy kolanach dziadka, gdy mówili o Waldym, uśmiech ten zjawił się na jej różowych ustach, czyniąc ją piękną.
Ale o tem, kto jest bożyszczem westalki, wiedziało zaledwie kilka osób.
Przed wielkim rautem w listopadzie Lucia, już ubrana, stojąc w swoim pokoju, odwróciła się gwałtownie do drzwi. — Ktoś energicznie zastukał.
— Proszę.
Wpadł zadyszany Bodzio. Porwał Lucię za ręce i zawołał:
— Winszuję! winszuję! księżnej pani!
— Czy kuzyn zwarjował?
Bohdan przysunął usta do jej ucha.
— Ostrzegam kuzynkę: dziś, zaraz, ma się jej oświadczyć książę Zygfryd, ten wdowiec, miljoner.
Lucia szarpnęła się.
— Skąd... ta wiadomość?...
— Podsłuchałem. Oświadczył się baronowej, przyjęty z rozczuleniem. Ordynat...
— Co... ordynat?...
— Był także obecny.
Lucia nabrała powietrza w ściśnięte piersi.
— I co?...
— No, i może także rozczulony? Już tego nie wiem; słyszałem tylko rzewny głos cioci. Spisek, kuzyneczko.
Policzki Luci pałały. Szybko podała mu rękę.
— Dziękuję, kuzynie. Wiem co zrobię.