Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/104

Ta strona została przepisana.

— No, cóż miałem robić?... Dla mnie jednego za ciężko, a ty, córeczko, nie możesz tyle brać na swoje siły.
— Mogę i nigdy nie narzekam. Jestem zdrowa! Nie trzeba było ojcu zezwalać na taki układ. Ja nie chcę.
— No niechby choć przez zimę zastąpił ciebie, duszko. Może potem Bóg da, Wacek wróci...
Dada zadrżała i przybladła. Poczem nagle fala krwi buchnęła jej do twarzy zalewając policzki jaskrawą krasą. Zrobiło jej się żal i wstyd za siebie, przed samą sobą, że gdy Tur wymienił imię Wacka, w tej samej chwili ogarnęło ją przerażenie... i nagle, w ślad za niem szalone uczucie swobody i niemal radości, że... nie wróci. Wstyd i żal zdusił w niej wszystko inne. Płomień przeleciał przez jej twarz smagłą. Zacięła usta, ale wnet podniosła głowę i rzekła dumnie.
— Ja sama dam radę z obchodem lasu. Nie chcę pomocy Zięby! Ojciec niech sobie odpocznie choć przez czas trwania tych śniegów nawalnych. Mnie one nie szkodzą, a las to moja największa przyjemność. —
Chciała powiedzieć — pociecha w smutku i tęsknocie, lecz żal jei się zrobiło starego. Był dla niej dobry, delikatny, umiała to ocenić.
Na drugi dzień Zięba przyjechał znowu. Przywiózł z poczty paczkę z książkami. Dada rozpakowując znalazła książki ciekawe i odczuła łatwo, że Strzełecki przysłał je wyłącznie dla niej. Nie były odpowiednie dla Tura. Ale gajowy znalazł i dla siebie właściwe dzieła i trochę pism illustrowanych, które go najwięcej ucieszyły. W przesyłce były także pieniądze, pożyczone przez Tura na drogę Strzełeckiemu.
Dada prosiła leśnika, aby jej w obowiązkach nie wyręczał, bowiem ona sama odpowiada za porządek w lesie i niczyjej pomocy nie życzy sobie wcale.
Leśnik zły i zmartwiony zapytał ironicznie:
— I dokądże to pani będzie tak harować na Sarnach, całe życie?