Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/107

Ta strona została przepisana.

— Proszę zamilknąć natychmiast, słyszy pan?! — zawołała ostro Dada, wyrwawszy mu ręce z uścisków i spytała wyniośle.
— Czy to był ten pilny interes?
— A ten, bo chciałem panią przeprosić.
— Ubliżając mojemu teściowi?...
— Przecież pani wie, że on cham w porównaniu z panią, nawet ze mną. Przecież ja panią...
— Zatem interes skończony! Dziękujemy za przewiezienie przesyłki i dowidzenia — rzekła Dada oschle i weszła do izby, przerywając rozmowę.
— Jakiż to był interes? — spytał Tur ciekawie.
— Chciał kupić od nas psa, ale odmówiłam.
— To i dobrze! Ot już odjeżdża... czegoś zły piekielnie, aż mu oczy goreją. A którego chciał kupić?...
— Zagraja — odrzekła machinalnie, przeglądając książki.
— Poczciwy ten porucznik, tyle książek... żeby nie stare oczy, tożbym czytał — rzekł Tur.
— Ja będę ojcu czytać głośno, wieczory długie, czasu wystarczy.
— Dobra ty jesteś, dziecko, kochane...
A po chwili szepnął na pół do niej, na pół do siebie.
— Żeby Bóg dał i żeby Wacek prędko wrócił... tożby radość i święte życie byłoby wtedy dla nas.
Książka wypadła z ręki Dady, schyliła się po nią nisko, by ukryć gorącą falę krwi na twarzy i łzy okropne, palące pod powiekami, łzy żalu, wstydu, bólu przeraźliwego, lęku i okrutnej pewności, że to nie nastąpi... Ale dokąd, dokąd tak będzie trwać?... to ukrywanie prawdy.
Zanurzyła się w książkach, odsuwając myśli obłędne jaknajdalej.
I książki ją ratowały. 8
Odtąd codzień po powrocie z obchodów lasu, Dada Czytywała głośno Turowi rzeczy dla niego przystępne. Gdy zaś gajowy przy lekturze zasypiał, wtedy z radością