Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/114

Ta strona została przepisana.

ale Roman Pobóg słyszał w nim ciągle szmery niepokojące. Nerwy jego były w napięciu straszliwem. Czuł się zgubionym i już nie widział ratunku. Obok niego Olga, z głową na jego kolanach, spała bez troski, oddychając rytmicznie. Widział jej twarz cudną o rysach przeczystych. Jej rzęsy olbrzymie tworzyły nieprawdopodobne cienie czarne pod zamkniętemi powiekami. Roman nienawidził jej w tej chwili. Posiadł ją, uniesiony wichrem namiętności, długo tłumionej i starannie ukrywanej. Ale teraz, gdy szał zgasł, uczuł całą odpowiedzialność za swój czyn wobec tej dziewczyny, która oto oddała mu dziewiczość swoją z miłości. O tem, że ona go kocha, wiedział prawie od chwili poznania się. Od tej samej chwili i on jej pożądał, lecz ani przez chwilę nie wątpił, że zwalczyć się potrafi i nie wierzył w jej niewinność. W otoczeniu, w jakiem ona się znajdowała, wydawało się to prawie niemożliwe. A jednak...
Rozpacz gryzła uczciwą duszę Romana. Nachodziły nań takie momenty, że prawie żałował, iż go nie rozstrzelano. Ocalenie swoje zawdzięczał Oldze, a teraz ona stała się przyczyną jego nędzy duchowej, z którą uporać się nie mógł. Wszak ona wiedziała, że jest żonaty, że ma dzieci, niczego przed nią nie ukrył, lecz te względy dla niej nie istniały, powiedziała mu, że jest szczęśliwa. I on nie cierpiałby może nad dokonanym faktem co do samego siebie, lecz cierpiał dlatego, że stał się przyczyną jej upadku. Wszak on mógł być dla niej tylko przygodnym towarzyszem niedoli i tak oto odwdzięczył się jej za ocalenie.
— Ocalenie?
Zaśmiał się z ironią.
A wszak teraz są już — zgubieni. Zamiast uciekać jaknajdalej od wrogiej czrezwyczajki, oddali się upajającym pieszczotom, lekceważąc grożące im w pobliżu niebezpieczeństwo. Wszak znajdą ich teraz bez trudu, Borys przetrząśnie lasy okoliczne, obejrzy każdy pień sossny, pierwszy patrol ich znajdzie, a wtedy, kula w łeb.