Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/126

Ta strona została przepisana.

— Jeszcze się pytasz? Ha, ha! Widzisz ja przeczułam, że ty gotów byłbyś przeszkodzić w usunięciu tego chachłaka z naszej drogi. Przecie jutro Borys wiedziałby o nas napewno. A ty z twoją naturą lacką oszczędziłbyś go narażając własne życie. Ja nie taka! Zresztą o jedną swołocz mniej w matuszce Rasiji! Niema oczem mówić. Pomóż mi odsunąć tego draba dalej w gąszcze, z drogi. Wóz nam także niepotrzebny. Najwyżej koń przydać się nam może.
— To podłość, coś ty zrobiła, podłość! — zawołał Pobóg oburzony.
Gruzinka dźwignęła ramiona w górę.
— W obronie swego życia można popełnić nawet podłość. Powtarzam, pomóż mi odsunąć chłopa w gąszcze, bo ciężka bestja, uf!
Pobóg zaciął usta, w milczeniu odsunął trupa daleko w zagaj jodłowy.
— Może jest szpadel na wozie, idź zobacz — rzekł tępo.
— Chcesz go pochować? może mu jeszcze krzyż zaczniesz strugać i modlitwy nad nim odmawiać.
— Milcz! — syknął Pobóg i tak spojrzał, że Olga spuściła oczy.
— Nie mamy za dużo czasu — rzekła cicho, ostrzegająco.
Pobóg nakrył zwłoki gałęźmi jodeł, przeżegnał je i sam się przeżegnał. Poczem wóz podsunął także w gąszcze i wyprzągł konia. Wziął go za uzdę, milcząc poszedł za Olgą w stronę Zruba.
Gdy zbliżali się do zwalonych ruin pałacu, Olga odwróciła się do Poboga, spojrzała mu prosto w oczy i rzekła prawie pokornie:
— Gniewasz się na mnie?
Wzruszył ramionami lekceważąco.
— Roman, co tobie? czy ty naprawdę żałujesz tego chachłaka? Jakiż ty oficer i żołnierz.