Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/128

Ta strona została przepisana.

— A kto strzelał na drodze? Ja słyszałam strzał, jakby z rewolweru.
— Dobre ty masz uszy, nianiu, kiedy tak. Zastrzeliłam chłopa, który nas tu wiózł, gdyż poznał mnie i chciał się dzielić skarbem.
— Jakim skarbem?
— No tym, którego ty pilnujesz, o czem ludzie już opowiadają bajki.
— A to jego koń?
— Jego. Dziękuj ty mnie, Chazmarka, bo choć tu ciebie za czarownicę mają, ale chłopi się zbierali ciebie spławić a skarb odebrać.
— No i co oni mnie zrobili?
— Nic nie zrobili, bo ja chłopa zabiłam.
— No, to na kogo padła czarna godzina?
Olga zaśmiała się.
— A ten pan kto jest — spytała Tatarka, wskazując Poboga.
— Towarzysz niewoli, któremu Olga ułatwiła ucieczkę — odrzekł prędko Pobóg.
Olga spojrzała na niego przeciągle. Pobóg zrozumiał ten wzrok, patrzył na nią mocno przez zmrużone powieki, sugestjonując ją i nakazując swoją wolę. Olga po długiej chwili tej niemej obserwacji, spuściła oczy.
— Co wy przedemną ukrywacie, czego wy tak na siebie patrzyli. Ja dużo w waszych oczach widziałam, dużo. Czy on może twój narzeczony, albo kochanek? Czego ty przed nim tak „strusiła“ co, ha? mów. —
Olga wstrząsnęła się. Spojrzała na Poboga prawie nienawistnie i rzekła szorstko do Chazmary.
— Spraw ty, babo, żeby on o swojej żonie i swoich dzieciach zapomniał i moim tylko został a ja tobie połowę moich klejnotów oddam. Uciekniesz z nimi w świat i będziesz żyła jak carowa.
Rzekłszy to księżniczka odeszła szybko, a Chazmara zaśmiała się jakoś dziwnie. Cynizm, ironia, gniew i jak-