Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/132

Ta strona została przepisana.

gorące na swojem czole. Ręka jej wsunęła się delikatnie w jego dłoń. Usłyszał szept przymilny.
— Roman, chodź na posiłek. Chazmarka coś tam zgotowała, trzeba zjeść i wywczasować się, aby mieć siły do dalszej wędrówki. Czeka nas jeszcze dużo trudu, a już teraz tak jestem zmęczona.
Prawie dziecinna skarga zabrzmiała w tonie jej głosu. Pobóg spojrzał na nią łagodniej. Olga usiadła obok niego na głazie i nagle zawołała z lekkim okrzykiem.
— Mój kamień! moje ulubione miejsce marzeń za dobrych czasów, gdy żył ojciec.
Załkało jej w piersi, głos załamał się. Roman spojrzał na nią z pod rzęs, trochę nieufnie. Wtem Olga oparła czoło na jego ramieniu i tuląc się całą postacią do niego, szepneła słodko.
— Romek, czy ty mnie kochasz naprawdę, powiedz miły? bo ja bez ciebie życia już nie rozumiem. Zawsze marzyłam o takiej miłości i żeby znaleźć takiego mężczyznę, któryby mi sobą zasłonił cały świat. No i znalazłam go w tobie.
— Olgo — rzekł Roman głucho — bądź rozsądną i zrozum mnie.
— Nie chcę nic wiedzieć — krzyknęła — nie, nie! Zwłaszcza dziś, po tym wypadku z chłopem nie mów mi nic. Głupia byłam, że cię pytałam właśnie teraz. Tyś się do mnie zraził. Ale ty mnie musisz kochać! Rozumiesz! ja cię przykuję do siebie takiemi łańcuchami, że sam ich rozerwać nie zechcesz. Ale teraz nie czas mówić o kochaniu. Nad nami groza zemsty Borysa. On jest już blizko. On nas szuka i szukać nieprędko przestanie. A on ma długie ręce, dobry węch! i dobry słuch. Chodźmy, Chazmara czeka na nas.
Poszli w stronę ruin.
Olga szła pierwsza cicho i zwinnie, przesuwając się jak cień przed oczami Romana. Gdy ją spytał dlaczego takie ostrożności, odrzekła, że na każdym kroku może się czaić niebezpieczeństwo. Roman uczuł znowu w pier-