Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/135

Ta strona została przepisana.

patrząc na Poboga zagadała znowu jakby do Olgi i jakby sama do siebie.
— On jest orzeł, lata myślą, gdzie sam chce i gdzie go skrzydła poniosą.
Poczem zmieniając ton rzekła uprzejmie.
— Jedzcie panie! nic lepszego nie mam, tylko to co dla siebie warzę a co mi jeden chłop, który się mnie boi, dostarcza. Pijcie za to wino, takie i na carskiem stole nie często bywało. Z winnic kaukazkich ono, z naszej Gruzji, z pod Tyflisu, gdzie majątek rodziców naszej księżnej Milicy, nieboszczki, Tataryjsk. Ale to wino, kiedy ono jeszcze rosło w gronach tak wtedy i o Ekatierinie wielkiej, nikt w Rosji nie słyszał, nietylko, że naszej księżnej nie było na świecie i jej dziada. Pijcie gołąbki a zamroczy w głowie, tak się prześpicie zdrowo przed podróżą. Wy tu bezpieczni, że i w Paryżu nie będziecie lepiej.
— Ale że takie wino ukryliście przed bolszewikami? — rzekł wreszcie Pobóg, aby coś rzec i własne myśli stłumić.
— Ha, ha! — zaśmiała się baba. — Ot, towariszczi jakby się do niego dorwali a spili się niem, takby gotowi mnie, starą czarownicę Chazmarę za carycę ogłosić i piękną mołodycą by mnie widzieli da i całowali. Ale ja i carycą nie chcę zostać i dać im tego wina nie durna! Nie dla wrażego gardła Borysa taki napitek. Jak Olga się urodziła, to sto takich butelek pękło a goście, bez ubliżenia i nasz kniaź, jak barany spite leżeli. Hej! toż to były chrzciny! Następca tronu w Petersburgu lepszych nie miał. Jabym takie wino bolszewikom dała? Za nic w świecie, żeby nawet mieli od niego pozdychać. Już to wino tak schowane, że jego i sam czort bezemnie nie znajdzie, a przyjdą lepsze czasy tak ono się jeszcze przyda i znowu pokotem położy najcześniejszych gości.
Nalała powtórnie pełne puhary.