Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/165

Ta strona została przepisana.

— Ha, ha! Ja nie bluźnię! Będę miał stosunki, nawet wpływy o... ogromne! Teściem moim ma być baron Krongold... wszak pan o tem słyszał już? pomimo, że jeszcze rodowego brylantu Krongoldów na palcu nie noszę. Ale panna Róża zapewne go już obstalowała, takiej wielkości! — zakreślił palcem duże kółko — musi być przecież brylant, godny narzeczonej, bo narzeczony, — machnął ręką — djabła wart! Żeby nie to, że się nazywa Zebrzydowski...
— Panie Edwardzie, mówi pan jak w gorączce. Jaki Krongold, jaka panna Róża? nic nie rozumiem.
— Moja narzeczona.
— Krongoldówna?
— Właśnie, właśnie!
Pani Teresa spojrzała zdumiona na Jerzego, on skinął głową potakująco.
— O, widzi pani — zawołał Edward — to już sprawa przesądzona!
Rozłożył ręce szeroko i wykonywał niemi ruchy pływackie.
— Ja jestem proszę państwa w czepku urodzony. Straciłem kresową fortunę, ale za to włażę na kupę złota finansisty Krongolda! Los się zrehabilitował.
Zebrzydowski ukłonił się Teresie i Jerzemu i wybiegł z salonu. Wyszli za nim, lecz nie pomogły żadne perswazje pani Teresy. War odszedł.
— Poco pan mu składał te życzenia, panie Jurku. Może jakaś niedorzeczna plotka, a jeśli prawda, to go widocznie boli.
Strzełecki zmarszczył brwi.
— Niech boli, skoro się zaawanturował, niech ponosi konsekwencje. To wstyd, aby chłop młody, zamożny, był takim niedołęgą, żeby włazić do kieszeni żyda dlatego, że stracił fortunę, zresztą nie całą. Pochleby śliczny majątek i przez wojnę nietknięty. Warsztat pracy ogromny, a ten? Po jego początkowem zachowaniu się