Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/180

Ta strona została przepisana.

— Ja? Ja jestem inwalida, obdartus z ziemi kresowej, tylko w mniejszym stopniu niż wy. Na starość osiadłem na fartuchu żony i tam, w Małopolsce biedę klepię, ale klepię!
— A ciocia Oktawa nie narzeka?
— Cioci Oktawy wszędzie pełno! Pracuje społecznie, wszędzie jest i wszystko umie. Teraz zakłada jakieś stowarzyszenie....
— Zuch ciocia kalendarz! Ale, ale widziałem dziś panią Teresę Pobożynę.
— Panią Terenię? Co mówisz? — zawołał hrabia rozpromieniony. — Gdzie, kiedy?
— Dziś rano. Jest w Warszawie. Robi starania w celu odszukania męża. O Pobogu ani słychu. Może zginął?
— Niech Bóg broni! Taki człowiek wspaniały! Ee, znajdzie się, pewno w niewoli siedzi. A ona jakże, gdzie mieszka?
— W pensjonacie jakiejś pani Palickiej.
— Toż Renata Orliczówna za Palickim. On zginął. Mieli Kunaków na kresach. Śliczna osoba! wcielenie Fornariny. No, ale mówże mi o Pobożynie. Cukierek! Zmieniła się co? Coś rumienisz się, War.
Hrabia poklepał kuzyna po ramieniu, zajrzał mu filuternie w oczy.
— Rumienisz się, hę? Czy już ten szampanik dla ciebie wyszumiał, straciłeś apetycik? Zdaje się, że nie. He, he!
— Niech wuj nie żartuje, pani Teresa dla mnie święta.
— Wierzę! Ale chętnie ściągnąłbyś ją z ołtarza, gdyby św. Roman pozwolił? Hę? Św. Roman zawieruszył się, ale ona zawsze na ołtarzu. Prawda? Tak mi się zdaje. Można składać hekatomby, obstawiać kwiatami, uwielbień, będzie czarować uśmiechem, wabić, ale zdjąć jej z ołtarza ani rusz! Tak, tak! To niebezpieczny gatunek! Muszę ją odwiedzić. Jaki adres?
Hrabia notował adres, a War rzekł: