Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/185

Ta strona została przepisana.

z ojcem. Był zdumiony. Powstał zły. Klął w duszy jak dragon. Powitał Krongoldów dość sucho.
— Jaki ich tu djabeł przyniósł, czego u czarta chcą?
Panna Róża odczuła chłód, gdy całował jej rękę, lecz nie okazała tego. Usiadła obok, mówiąc z uśmiechem:
— Chciałam panu zrobić niespodziankę, gdy pan przyjdzie tu na obiad, no i trzeba zdarzenia, że pana już zastaliśmy.
— Przeczucie i przeznaczenie — wygłosił Krongold sentencjonalnie, biorąc do rąk kartę z jadłospisem. Panna Róża szczebiotała z wdziękiem, ale była nieco melancholijna. Zagadywała Edwarda, patrzyła mu w oczy, gdy mówił, marząco i tęsknie. Robiła wszystkie miny, układała twarz, nadawała wyraz oczom taki, jaki lubił War, co dawno odgadła i co już stosowała z wprawą artystyczną. Rozmawiali sami z sobą. Krongold jadł sumiennie, pił umiarkowanie i rozglądał się po sali z wielce zadowoloną miną. Rozdał kilka ukłonów na salę i wogóle promieniał. Gdy nareszcie wchłonął nieprawdopodobną ilość potraw, przeprosił Wara i córkę, że ich na chwilę opuści dla znajomego, do którego miał interes. War został z Różą sam na sam przy lodach, owocach i winie. Oczy panny przepalały Wara jak płomienie, usta jej obiecywały, nęciły. Trwało to dość długo. Krongold ciągle załatwiał interesy. Po paru godzinach powrócił do stolika, proponując teatr. Okazało się, że już za późno. Panna Róża z tęsknem spojrzeniem spytała Wara, czy nie lepiej spędzić wieczór w złotym buduarku. Będzie mu grała na fortepianie, zaśpiewa, urządzą sobie wieczór dla siebie.
War, który w głowie miał różową łunę i wszystko go zachwycało, przyznał jej rację odrazu. Wyszli oboje, bo papa załatwiał rachunek.
— Ja was dogonię, poczekajcie w naszem aucie, jeden moment.
Ale gdy Krongold wyszedł do westibulu, podbiegł do niego piccolo z dowcipną miną.