Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/195

Ta strona została przepisana.

— Żórcio tęskni? O, o, biedaku, pewno, że ci tu nie bardzo, kiedy tam pod chmurami twoi wracają już i kruczą. Chciałoby się ptakowi do nich, co? A dlaczego był słaby, dlaczego rzucili go swoi przed wędrówką w świat? Biedny. Żórcio! żal po niewczasie! Trzeba być silnym, aby żyć tak, jak oni tam! Gdy lecą, to się żaden z klucza nie wysunie. Dlatego mają moc. A Żóruś sobie leniuszek, słabiutki. No, bez melancholji, wyciągnij Żórusiu szyję do mnie po królewsku i maszerujmy do domu na obiad. Ot, tak za mną, ot tak.
Dada rozesmiana patrzyła na komiczne ruchy ptaka, który wyciągnął długie nogi i szyję w marszu pośpiesznym i kwilił przytem cichą skargę na swoje niedołęstwo.
Wtem Dada usłyszała pisk i skomlenie radosne psów. Podniosła oczy i zatrzymała się jak wryta z głuchym okrzykiem. Zbliżał się do niej Jerzy Strzełecki. Psy obskakiwały go, naszczekując z uciechą, a on głaskał je i patrzał na Dadę. Był z głową odkrytą. Podbiegła i wyciągnęła do niego obie ręce. Powitali się krótko z uczuciem. Podnosząc głowę od jej rąk Jerzy, rzekł:
— Jesteśmy na tem miejscu, gdzie w jesieni pani mnie znalazła i zabrała. Dziś ja panią tu spotykam, by zabrać.
— Mnie?
— Tak. Jutro rano wyjeżdżamy.
— Ależ ja muszę tu dobyć do...
— Żadnego muszę, pani Dado! Czy mogę tak nazywać jak pisywałem?
— Ależ tak, tak. Tylko przecie pan wie, że ja...
— Mam formalne zwolnienie dla pani, otrzymane z biura leśnictwa.
— Od pierwszego?
— Nie, od tej chwili. Wszak pani tylko zastępowała teścia.
— Nadleśnictwo zawiadomione? — spytała drżąc na całem ciele.