Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/64

Ta strona została przepisana.

— Uciekł? ot chwat! A mego syna może zabiły te ścierwa, żeby ich...
Zaklął dosadnie, w oczach jego był żal okropny i zaciekłość straszna.
— Był mój syn pod Kijowem i słuch o nim zaginął. Czy ja wiem co z nim? Sam tu zostałem z synową, która była sanitarjuszką na wojnie i leczyć umie. Ona to pana ratowała najpierw sama, potem pojechała po doktora do miasta i jak brata leczyła. Niema co, zdatna kobieta. Żeby nie ona, jużby pan nie żył dawno.
Zamyśliłem się. Przypomniałem sobie wizję matki... To ona skierowała mnie do tej gajówki. To ona mię uratowała. Pełzłem wszakże przedtem w zupełnie innym kierunku i byłbym położył głowę, gdzieś na mchach, w głuchym lesie...
Zamknąłem oczy wzruszony.
— Co panu? — zaniepokoił się.
Podałem mu rękę, dziękując jaknajserdeczniej, jak umiałem, za opiekę i troskliwość. Zaczęła się gawęda. Opowiedział mi, że jest na gajówce tej, zwanej Sarny, od trzydziestu z górą lat. Że miał dwuch synów. Jednego jeszcze małym chłopięciem rozdarł dzik, drugi uczył się w szkołach, skończył gimnazjum i zaraz poszedł na wojnę, jak tylko wybuchnęła. Był odważny, dzielny i mądry, ten Wacek, ale cóż, zmarnował się. Miał iść na doktora po wojnie i wrócił z frontu z żoną. Z sanitarjuszką się ożenił. Młode to, urodziwe, nie z prostego stanu pochodzi, edukowana jest i dużego rodu, szlachcianka. Gdzieś jej tam daleko, rodziców zabili. Ona wtedy wstąpiła na kursy sanitarne, a potem poszła na front do lazaretu. Tam się z Wackiem poznali... On ocalił ją od śmierci, bo była ranna. Ożenił się. Przywiózł ją tu sierotę, często płakała po kątach, a on się gryzł strasznie. Co przyjechał z wojska, to jak zobaczył, że ona blednie i mizernieje, to aż się za łeb chwytał ze zgryzoty. Często mówił: niedolę ja jej stworzył i dla mnie niedola, bo ja świata za nią nie widzę,