Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/77

Ta strona została przepisana.

— Kto tam teraz nosi obrączki w miejscach publicznych — skrzywił się Edward. — Dla pań, obrączka jest wygodną, dla nas przeciwnie.
— Ach, jaki cynik!...
— A gdzie pani mąż? — spytał Karol, nieufnie patrząc na Konopskiego.
— Gospodaruje! Pan nie ma pojęcia, jak mnie wojna skrzywdziła. To coś okropnego!
— Doprawdy? Przecie państwo uciekali, ratując dobytek...
— Ach, co o tem mówić!
— A pan z Królestwa? — pytał Edward, patrząc pilnie na Konopskiego.
— Ale gdzież tam podchwyciła Justa. — Pan Konopski jest kresowiakiem. Stracił tam duży majątek, który zagarnęli bolszewicy.
— A.... tak?...
Edward zmrużył oczy i jął pilnie patrzeć na młodego człowieka, który miał wygląd ekonoma.
— Ja pana gdzieś widziałem... i nazwisko pana... Hm...
Na twarz młodzieńca wytrysnęły rumieńce ogniste. Zmieszanie wielkie odbiło się wyraźnie na jego grubych rysach. Powieki opadły.
— Bardzo możliwie trzepała Justa, rzucając się ciągle na krześle. — Na kresach mogli się panowie spotykać w towarzystwach.
— W towarzystwach?... Wątpię, ale gdzieś pana widziałem...
Pani Zachłańska robiła oczy do Edwarda i do Kmietowicza, wykrzykując przytem na różne tony. Ciskała oczyma na salę, wyszukując mężczyzn, a zachowanie się jej było tak hałaśliwe, że zwracało ogólną uwagę. Zebrzydowski patrzał na nią przez zmrużone powieki.
— Trzepoce się jak podloteczek — myślał. — Hm... mąż zdaje się ma wyręczyciela... Ale tego fatyganta ja gdzieś widziałem, tylko nie dziedzicem! Coś na tle be-