Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/8

Ta strona została przepisana.

— Czy ja się sam zrujnowałem, żebym okazywał skruchę?... Nalewaj, Pawciuniu luby... o tak!... zdrowie twoje Lol!... Hej, Pawciu, dolewaj!... Ooo!... tak! Wybornie!... Zuch z ciebie, dobrze zamroziłeś!... Teraz czyje zdrowie?... Dolewaj, Pawciu!... dolewaj!... Mniejsza czyje zdrowie, aby pic!... niech będzie moje zdrowie. Do pełna! ... doskonale!!... Zdrowie Wara Zebrzydowskiego na skromnych Pochlebach! Tylko na Pochlebach!... Mój Boże!... Ale pij jednym tchem. O... tak!...
Znowu wyciągnął kielich do kamerdynera.
— Dolewaj! — wrzasnął.
— Dalibóg, dosyć! Jaśnie pan z krzesła spadnie.
— Ty dostaniesz krzesłem po łbie!... Lej!... Dużo tam jeszcze w piwnicy tego nektaru?
— Wystarczy do śmierci jaśnie pana, jak tak będzie co dzień.
— A ty błaźnie jeden! to tembardziej będę wypijał. Nie chcę zostawiać Krongoldom Zebrzydowskiego wina.
— Za to zgadzasz się zostawić im Zebrzydowskiego, zrodzonego z Krongoldówny — sentencjonalnie rzekł Kmietowicz.
— Ot, to święte słowa jaśnie pana! Ot to właśnie, ot to!...
— Milcz ty! — krzyknął War na kamerdynera — Lolek! czemu nie pijesz do dna?... To winko samo płynie w gardło. Trzeba je umieć pić... Dolewaj!...
Nagle rzekł innym tonem kapryśnym i wdzięcznym:
— Pawciu, daj drugą butelkę... daj gołąbku!... nie krzyw mordy, bo ci z tem nie do twarzy. Przyniosłeś pewno kilka butelek... Ruszaj po tę drugą. W nagrodę wypijesz i ty z nami zdrowie twojej przyszłej pani, a mojej żony... Róży Zebrzydowskiej... słyszysz?... Dawaj nową butelkę!
— Nie dam, choćby mnie jaśnie pan zabił! nie dam!
— Nie dasz, skowroneczku, nie dasz? — mówił Edward pijany już zupełnie ze złowrogą miną.