Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/80

Ta strona została przepisana.

— Z Krongoldówną?...
— Miljonerką, proszę dodać.
— Taaak?...
— Właśnie, właśnie, ogromny posag i jedynaczka, no i taka piękna — drażnił Kmietowicz Justę.
— Chyba Zebrzydowski posagu nie potrzebuje — zagadnął Konopski.
— Pan zapomniał, że Zebrzydowski naprawdę stracił swoją kresową fortunę — zaakcentował Kmietowicz.
— Przecie Hłowatyn i Derbyszcze były gdzieś w stronach pana majątku — rzekła Justa porywczo, zwrócona do swego towarzysza.
— Ale gdzież tam!
— No, przecież wiem to z opowiadań pańskich.
— Zupełnie gdzieindziej — odrzekł Konopski szorstko, na nowo zmieszany i spuścił oczy pod przelotnym spojrzeniem Kmietowicza.
— Coś ty kręcisz — pomyślał Karol.
Pani Justa roztrzepotała się. Podobał się jej pomysł, żeby ona ratowała Edwarda od Krongoldówny.
— Wie pan, to znakomita myśl! Niech panowie przyjadą do mnie do Pławic. Ręczę, że wyperswaduję panu Edwardowi tę pannę...
— Oj, to będzie trudno, zdaje się — zawołał Konopski.
— Jestem pewna!... Już ja mam takie sposoby.
— Jakież to, wolno wiedzieć? — pytał Kmietowicz, śmiejąc się.
— Ha, ha, ha! dowie się pan i przyzna mi rację wtedy, jak pan Edward będzie uratowany. Czy panowie długo zabawią w Warszawie?...
— Ja wracam do siebie, a War wybiera się do Uchań do państwa Pobogów.
— Do Uchań, pan mówi?... A pocóż tam jedzie?...
— Hm, pani słyszała zapewne o jego uczuciach dla pani Pobożyny.