Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/86

Ta strona została przepisana.

ników. Skąd go Zachłańska wytrzasnęła?... czy to jej znajomy z Warszawy?
— Gdzież tam, mieszka u nich w Pławicach.
— Cóż on tam robi?
— Hm... No, zapewne jakąś posadę jednak zajmuje... A może l‘home de compagnie pani domu. Jedź War do Pławic, pani Justa wesoła, łatwa, zabawisz się, rozerwiesz...
— Wyborny sobie jesteś! Może kreujesz mnie na dublowanie roli Konopskiego?
— Ja jadę pojutrze — rzekł tonem stanowczym Karol — a Ty War?
— Zostaję w Warszawie.
— Poco my właściwie marnujemy czas na czcze rozmowy o Zachłańskiej — żachnął się Kmietowicz. — Co nas obchodzi ona, Pławice.
— Et tutti quanti — dorzucił War sennie...
— No właśnie! Skąd teraz... taka rozmowa między nami... czy innych tematów nie mamy?...
— Na inne... zapóźno, dochodzi druga.
— A na jeden... aktualny?...
— Za... wcześnie — rzekł Edward przeciągle.
— Czy tylko ze mną?
— Może być...
Karol zmieszał się.
— W takim razie dobranoc ci...
— Nie gniewaj się, Lolek, ale widzisz, ona mi przypomina jedną dziewczynkę, cudowną i takie same ma cudowne oczy... tylko tamta miała słodsze, bardziej marzące. Gdy je wspomnę, nie dają mi spokoju. Gdybym je kiedy spotkał... I usta jej były takie, których smaku nie zagłuszą już żadne inne. Usta zaś panny Róży...
— Przesiąknięte zapachem...
— Karolu!!... — wykrzyknął War, zrywając się z pościeli —