Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/89

Ta strona została przepisana.

szy poranek, zerwała się o wschodzie słońca, otworzyła okno i wychylona całą piersią nazewnątrz, z rozpuszczonemi włosami na batystowej różowej koszulce, mówiła z oddalenia „dzień dobry“ nieznajomemu myśliwcowi. Pozostał on tam gdzieś, w przepastnych borach, i może także myślał o niej?... Dada wówczas rozpostarła ramiona, przeciągnęła się rozkosznie, wspomnienie jego pocałunków przeniknęło ją dreszczem zachwytu pierwszej dziewiczej namiętności... Zrodził się ostry wyrzut, dlaczego, dlaczego, uciekła?... Ale on mię odszuka, on mię znajdzie! A oto kroki na uliczce... szybkie jakieś... nerwowe. Kto to? Czyżby? Szalone chwilowe przypuszczenie sparaliżowało ją... Lecz nie! Na uliczce, obok jej okna stanął Zych.
— Dada, wyjeżdżamy zagranicę — zawołał.
— Jakto, dlaczego, co się stało? — spytała z nagłem uczuciem zimna i pustki dokoła.
Zych zbliżył się i oparty o futrynę, owiany gronami różyczek, patrzał jej w oczy uważnie, trochę zmieszany.
— Co się stało? — spytała blednąc.
— Powiedziałem rodzicom wszystko. Uważałem to za swój obowiązek. Zdradziłem twoje zaufanie siostrzyczko, ale to było konieczne. Rodzice postanowili chwilowo usunąć ciebie z Dawidówki, w przypuszczeniu, że on cię tu łatwo znajdzie. Rodzice tego nie chcą. —
— Dlaczego?
— No widzisz, dziecko, sielanka trochę romantyczna, twoje stanowisko społeczne i towarzyskie, i taki flircik w lesie z paniczem...
— Czy wiecie kto on jest?...
— Daję ci słowo honoru, że nie wiemy. Zresztą, nie widziałem go. Rodzice są tem bardzo wzburzeni... Ale nie lękaj się, Dada, wszelkie konsekwencje ich gniewu, wziąłem na siebie.
— Ależ ja nie chcę! Ja i tylko ja jestem tu winna. Mam dziewiętnaście lat i sama za siebie odpowiadam. A jego kocham i tej miłości nie wyrzeknę się za nic, za