Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/95

Ta strona została przepisana.

z nią o nim rozmawia i krwawi jej serce. Jest chory, niedołężnieje, — to oczekiwanie trawi go, lecz ona wie, że prawda by go zabiła i... milczy. Ileż już razy postanowiła sobie, że powie mu wszystko, lecz gdy tylko zaczęła mówić z wątpliwością o milczeniu Wacka, gdy starała się przygotować nieco Tura do ciosu, wnet ogarniało ją przerażenie. Jakże mu to wyjawi wobec jego optymizmu i niezachwianej wiary, że Wacek żyje i wróci?... I znowu milkła bezradnie. Żałowała teraz, że odrazu wtedy nie powiedziała wszystkiego, gdy był Strzelecki. Wtedy byłaby śmielsza i nie taka sama jak obecnie. Dokądże to będzie trwało??...
Zamyślona o swoich troskach, zasłuchana w szum tej nowej fali, nadlatującej ku niej ze świata na szeroko ramiennych skrzydłach, nie spostrzegła, jak świt przemienił się w jasny dzień i słońce zajrzało do okna. Dada zerwała się z łóżka. Okrzyk zdumienia wybiegł z jej ust. Za oknem było biało niepokalanie, przepysznie. W nocy spadł śnieg. Dada podbiegła i przysunęła twarz do małej szybki, chłonął wesołemi oczami las, pokryty białą, świeżą okiścią. Klasnęła wesoło w ręce i jęła się prędko ubierać.
— Pójdę na obchód! —
Skrzypnęły drzwi. Weszła do świetlicy stara kobieta, niosąc garnuszek z gorącem mlekiem i chleb czarny na talerzu.
— Coś zaspałaś, gołąbko... Już słonko wysoko, ą las kiej panna młoda.
— Zaspałam, babulko i trochę sobie myślałam.
— A pieski już uleżeć spokojnie pod progiem nie mogą, tak jazgoczą i jazgoczą. Tęskno im do lasu z tobą, gołąbko. Napij się, koteczku, mleka i podjedz, zanim wrócisz z lasu, wygłodniejesz.
— Czy ojciec już wstał?
— Kiedy! Ledwo świtało, taj poszedł z fuzją do boru.