Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/104

Ta strona została przepisana.


Sobotni dzień majowy kończył się, robotnicy schodzili z pola. Na drodze polnej, wiodącej do folwarku stłoczyły się dziewczęta, wesoło rozchichotane. Podśpiewywały z radości, że po całodziennej pracy wracają do domów na wieczerzę i zasłużony odpoczynek. Cieszyły się majem, sobotą i nadzieją niedzielnej swobody i wieczorem dzisiejszym i zapowiedzią „muzyki“ czyli wieczorynki. Rozlegały się głośne wybuchy śmiechów, żartobliwe docinki z chłopcami. Środkiem drogi fornale prowadzili zmęczone konie przy bronach i kultywatorach, od uprawy pól na okopowe. Dziewczęta rzucały na młodszych żółtemi kwiatami mlecza, szczerząc zęby w szerokich uśmiechach. Padały gęsto dowcipy pieprzne, często aż wiercące w uszach. Jerzy Strzełecki przejechał koło robotników tęgim kłusem. Dziewczęta rozbiegły się przed nim z piskiem; uśmiechnął się do nich i popędził w stronę folwarku Zdołczyce.
Jerzy gospodarował z zamiłowaniem. Doskonała ziemia, gospodarstwo duże. zamożne, dogadzało mu i budziło w nim zapał do pracy. Po nowosiółeckich łanach trochę mu było tu za ciasno, przytem praca na roli wzmagała tęsknotę do rodzinnej gleby, ale Strzełecki umiał się opanować. Nie poddawał się niczemu, co mogło w nim nie tylko zachwiać, bo o tem nie było mowy, ale choćby chwilowo osłabić energję. Rolnictwo było jego żywiołem, praca celem ukochanym. Pracą pragnął osiągnąć z czasem stanowisko niezależne. Marzenia te opromieniała szczera i głęboka miłość dla Dady. Każde wspomnienie narzeczonej, rzucało blask w oczy Jerzego. Czuł, że w tej kobiecie zawarł życie, że w niej zamknięta jest tajemnica jego przyszłego bytu. Nadzieja szczęścia z nią miała w sobie tyle czaru, że Jerzy pod wpływem tych uczuć zapominał niejako o przeszłości, a myśl o Nowosiółkach,