Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/105

Ta strona została przepisana.

jednoczyła się w nim najczęściej z żalem, że Dady nie może widzieć tam swoją żoną, że ona nie uświęci sobą jego domu. Ale wierzył, że ona przystosuje się do jego obecnego życia i do dzisiejszej skromnej egzystencji. Tylko nie w Zdołczycach.
Strzełecki spostrzegł już po parotygodniowej obecności na swojej posadzie, że przywozić tu żony nie podobna. I co dzień bardziej się o tem przekonywał. Rodzina Bójskich nie wzbudzała w nim przekonania i w takie środowisko wprowadzać Dady nie chciał. Ponieważ jednak ślub ich miał być dopiero za rok, na wyraźne i niezłomne żądanie Turowej, czemu się Strzełecki nie mógł sprzeciwić, przeto postanowił pracować w Zdołczycach do roku, a przez ten czas poszukać innej, lepszej posady. Tymczasem gospodarował sumiennie z energją i zapałem, bo inaczej nie umiał. Do narzeczonej tęsknił, lecz był o nią spokojny; została w Uchaniach, zatrzymana stanowczo przez panią Teresę w roli nauczycielki Celusia, Prócz tego Dada postanowiła zająć się ochronką Uchańską, która przez wojnę była zdewastowaną, a pani Teresa miała za dużo pracy, by się temu poświęcać.
Listy od narzeczonej pełne pogody, odzwierciadlające szczęśliwy nastrój młodej kobiety, były dla Jerzego osłodą jego pracy w Zdołczycach. Chociaż rozrywek tu nie brakowało. Bójscy prowadzili życie wesołe, lekkie i wciągali w nie Strzełeckiego, często pomimo chęci z jego strony.
Jerzy zsiadał właśnie z konia, przed stajniami, gdy podszedł do niego elegancki chłopak, praktykant rolniczy. Szpicrutą trzepał się po butach i spytał z uśmiechem:
— Gdzie pan był? na koniu ani śladu dalszej drogi. Już to pan jeździ artystycznie. Ja przejadę dwa kilometry po gładkim trakcie i koń w mydle.
Strzelecki uśmiechnął się.
— Niema pan treningu, cała rzecz.
— Właśnie, ale dziś pan chyba daleko jeździł?