Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/111

Ta strona została przepisana.

— Nie przyjechał! — podchwycił Strzełecki. — Ha, nie miał czasu, bo się właśnie zaręczał.
— Więc żeni się z tą bankierówną? Ach, to okropne taki śliczny chłopiec!
— Powinszuj Justo panu Jerzemu, bo jest także narzeczony — rzekła Bójska z kwaśną miną.
— Pan?! Z kim, kiedy? Nic mi Kamilko o tem nie mówiłaś.
— Masz niespodziankę!
— Ach tak? no to winszuję panu. Ha, ha! Zaraz ja pewno odgadnę z kim pan zaręczony. Zresztą niewiem! Nie! no, powiedzieć z kim, panie Jerzy?
— Narzeczonej mojej pani nigdy nie znała.
— A o mnie to pani zupełnie już nie pamięta — podchwycił nagle pan Adam, widząc niechęć na twarzy Strzełeckiego.
Justa zwróciła się do praktykanta roztrzepotana. Strzełecki obserwował dyskretnie Zachłańskiego, który miał wygląd chrabąszcza. Żona zagłuszała go tak, że aż malał i nikł prawie.
— Zmizerowane jakieś biedactwo — pomyślał Jerzy i w tej chwili przyłapał na sobie wzrok pani Bójskiej. Patrzyła na niego tak przenikliwie, że to go zastanowiło.
— Czego ona chce?
Bójska, bardzo jasna blondynka, ładna, umalowana, z dużemi podczernionemi oczami, koloru niezapominajek, wpatrywała się w niego z takim wyrazem zachwytu, że Jerzy drgnął. Przesunął wzrok po ciężkiej rubasznej postaci Bójskiego. Ten znowu przypominał słonia tuszą swą i wyrazem dobrodusznych małych oczek siwych, przy ogromnych, jasnych jak konopie wąsach. Gdy Jerzy powtórnie spojrzał na Bójską, spostrzegł w jej źrenicach niemal pokorne błaganie. Rozdrażniło go to. Bójska prześladowała go od początku swojemi względami okazywanemi zbyt jaskrawo. Nie było sposobu skryć się przed nią, ani w polu, ani w lesie, wszędzie trafiła konno, w pogoni za nim. Strzełeckiego gniewało to niesłychanie. Widział często uśmiechy tajemne służby, która musiała to