Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/126

Ta strona została przepisana.

Pewien młodzieniec, któremu oczy zasnuły się prześliczną mgłą rozrzewnienia, chodził za wszystkiemi paniami po kolei i każdej oświadczał, że ją kocha, szanuje i że jest dumny z tego. Zapewnieniami temi panie bawiły się znakomicie, ale tylko jedna z nich, starsza i bardziej romantyczna, niż nawet ów młodzieniec, a łatwowierna, pozwoliła mu wyprowadzić się do ogrodu i objąć w pół. Tak spacerowali po nocy; Ona upojona nim, on rozczulony jej dobrą wiarą w swoje zapały alkoholiczne.
Wkrótce mnóstwo innych par rozsypało się po ogrodzie. Tryskały w górę rakiety. Pan Adam operując ogniem bengalskim, oświetlał często, bardzo niepotrzebnie, ciemne zakamarki, skąd płynęły tajemnicze szepty.
Strzełecki nauczony doświadczeniem wczorajszem, unikał cienistych ustroni pachnących bzem. To go jednakże nie uratowało.
W pewnej chwili pani Bójska otarła się prawie o niego i szepnęła mu w same ucho:
— Będę za godzinę na ławeczce, pod płaczącym jesionem.
Strzełecki przyjął to do wiadomości, ale nie poszedł. Po dwuch godzinach grania w bridge’a wyszedł przejść się. Ogród miał wiele rozmaitości i żywej dekoracji, a księżyc tak bezczelnie śmiał się prosto w oczy Strzełeckiemu, że Jerzy zaraził się swawolnem tchnieniem, jakiem oddychał cały ogród; postanowił sprawdzić, co się po spóźnionym terminie dzieje pod jesionem. Nadejście jego tam wywołało niespodziewanie burzę oklasków. Kilku młodych ludzi i kilka weselszych pań, z panią Justą, urządziło sobie dodatkową bibkę na ławce, która miłośnie obejmowała w krąg cały jesion. Krążyły gęsto kieliszki, śmiechy, dowcipy. Pani Justa była zapatrzona w jednego z młodych wojskowych i najwyraźniej podniecona nim. Illustrowało to zdwojone rozrzucenie oczu i potrojona krzykliwość. Piękny porucznik był w opałach. Zachłańska, ujrzawszy Strzełeckiego, zaczęła go wzywać do siebie gwałtownie głosem i giestami. Jerzy podszedł, ale po kilku kieliszkach uznał, że nie należy