Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/130

Ta strona została przepisana.


Na łąkach Uchańskich wrzała gorączkowa praca. Zbiór siana trzeba było przyśpieszyć, bo chociaż na pogodnem niebie nie dostrzegano ani jednej jeszcze chmurki, ale hen, z daleka, nadlatywał głuchy odgłos grzmotu, zwiastun burzy i deszczu. Powietrze miało w sobie wilgoć specyficzną, zaprawną aromatem ziół i skoszonej trawy. Zapach siana mocny, odurzający przesiąkał coraz bardziej wilgocią, która się już wyczuwała w powietrzu. Jaskółki latały nisko nad ziemią, gdzieś w olszynach skrzeczała głośno zielona żabka; były to oznaki wróżące niechybny deszcz. Na łąkach było pełno ludzi, dziewczęta grabiły siano, ekonom Karwacki dozorował stawiania stogu, do którego fornale dowozili naładowane wozy. Wśród dziewcząt była Dada Turowa z Celusiem. Ona pracowała na równi z czeladzią. Celuś zgrabiał małe kłaczki siana na swe grabki, ale miał minę buńczuczną i pot mozołu na białem czółku. Opodal na kopicy siana siedział stary Krzepa. Wrócił przed chwilą z wędrówki po lesie i z ogromnego snopa ziół i kwiatów, który z sobą przyniósł, wybierał teraz cenne nabytki lekarskie. Układał je w pęczki i mruczał do nich różne przemowy.
— Co masz rosnąć bez żadnego pożytku, to lepiej służ ludziom, bo takie twoje prawo od Boga dane. Niemasz co żałować lasu, dziś, jutro bydło by cię stratowało i zjadło. Myślisz, że będziesz żyło i kwitło wieki? Akurat! a jednej wiosny nie dosyć? I za tę łaskę Bogu dziękuj. To co dla człowieka znaczy osiemdziesiąt czy sto lat, to dla was jedna wiosna. A potem skurczysz się, zeschniesz, daj zapomnisz, żeś był młody i piękny. Ot tak ono i jest!
Wtem Dada zmęczona i zgrzana podbiegła pędem do starego.