Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/133

Ta strona została przepisana.

Zapatrzyła się w sylwetkę błyszczącego auta i krzyknęła znowu.
— Do dworu zboczyło. Jakiś gość do nas!
Spojrzała na Krzepę chmurnie.
— Tak mnie dziadulek tem przypomnieniem wojny usposobił, że się teraz boję tego auta.
Krzepa spojrzał na nią pytająco. Między źrenice ich spadła chmura nagła i złowroga. I w jednej chwili oboje poczuli, że krew im krzepnie w żyłach.
— Może to jaka zła wieść — szepnęła Dada, pilnie patrząc w oczy starego.
Krzepa zatrząsł się i rzucił wystraszone spojrzenie na Celusia.
— Boże! Boże! — szepnęła Dada z lękiem szczególnym.
Z daleka odezwał się grzmot, iskra piorunowa przeleciała wskroś obłoków ukośnie, jak złamana ognista igła. Zahuczało, zerwał się lekki wiatr niosący już wyraźny zapach deszczu na swych mokrych skrzydłach. Krzepa powstał żywo jakby odmłodzony.
— Nie, to pewno pan Roman Pobóg przyjechał!
Krzepa miał w oczach blask niezwykły. Patrzał na Dadę z mocą.
— Zła wieść nie pędziła by tu z takim szumem, przyniósł by ją telegram albo list. To najpewniej pan Roman!
Szli we troje z Celusiem, któremu jednak Dada zabroniła powtarzać przypuszczenia Krzepy. Prawie biegli. Dada chciała pędzić naprzód, lecz żal jej było zostawić starego. Krzepa gorączkował się idąc dużemi krokami, podpierając się kijem i sapiąc ze zmęczenia jak niedźwiedź. Nie mówili do siebie nic, oboje przejęci czemś nieokreślonem co się wkradło pomiędzy nich i gnało naprzód. Jednym tchem prawie weszli do parku. Dada podbiegła prędzej, ale Krzepa jęknął żałosnym głosem.
— Zaraz... zaraz i ja... i ja!...
Pierwszy dopadł do domu Celuś, wbiegł do salonu. Z po za węgła, od strony kuchni wyjrzała Ewka. Dada kiwnęła na nią.
— Kto przyjechał?...