Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/140

Ta strona została przepisana.

Młoda kobieta zatrzęsła się, odstąpiła krok cofając się z pod jego wzroku, od tego czaru, który ją ogarniał tak przemożnie, że traciła na nowo władzę nad sobą. War przyciągał ją do siebie despotycznie. Wnużona w jego oczy drżała. Zaborcze ramiona Zebrzydowskiego oplotły ją mocnym uściskiem, na usta jej spadły jego wrzące głodne wargi.
Dada straciła panowanie nad sobą. Chwilę trwała upojona poddana bez tchu jego łaknącym ustom. Nagle szał jego obsypał ją jakby potopem iskier. Zapłonęła! Rzuciła mu ręce na szyję. Pocałunki ich stopiły się w purpurze buchającego z nich płomienia. Usta ich odrywając się od siebie wypowiadały jakieś słowa obłędne, słowa które były nowem zarzewiem ich szaleństwa. Słowa i pocałunki jego były potokiem żywego ognia, które spalały ją, które targnęły w niej śpiące zmysły i rzuciły ją w orkan jego pożądania. Czerwony tuman zasłonił mu oczy, okrutna fala pragnień niosła ich w otchłań rozkoszy. Ale nad tą otchłanią Dada odzyskała pierwsza przytomność. Przegięta w tył w jego ramionach, cała pochłonięta jego uściskiem jęknęła rozpaczliwie i wyzwoliła się z jego przemocy. Zdyszana oparła się plecami o pień sosny, oczy jej patrzyły na Wara, wielkie, gorejące, zapamiętałe, bezdenne w wyrazie, z których mgłę upojenia zdarła ciemna chmurka nagłej zupełnej świadomości.
— Jestem narzeczoną!
Wyrzekła te słowa jakby do samej siebie, tępo, nawet bez wyrzutu, tylko niejako stwierdzając sam fakt.
— Tak! Jesteś narzeczoną moją — zawołał Zebrzydowski.
— Nie! Jestem narzeczoną Jerzego Strzełeckiego.
— Strzełeckiego?
— Tak.
— Strzełeckiego? Kiedy to nastąpiło?
— Przed dwoma miesiącami.
— Nie jesteś już narzeczoną Strzełeckiego, jesteś moją i tylko moją!
— A pan? przecie i pan jest zaręczony.
— Powiedz — byłem! Tak! ale dziś jestem twój.