Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/142

Ta strona została przepisana.

nie jej posiadało dla Wara siłę magnetyczna i wszechmocną.
Zebrzydowski słuchał jej wyznań z ściągniętą brwią i chmurą w oczach. Odczuwał jej dramat, jej walki i bóle, ale myśl, że ona była żoną takiego Tura, burzyła w nim krew. W pewnym momencie ścisnął jej rękę aż syknęła i rzekł z oburzeniem.
— Jak mogłaś żyć z takim człowiekiem, w takich warunkach?... Jak ty mogłaś, Dado?
A ona spojrzała na niego pogodnie i rzekła cichym głosem.
— Musiałam! Szukałam serca tam, gdzie je mogłam znaleźć, a serca potrzebowałam bardzo, bardzo! Przeszłam męczarnię duszy i ciała, ratowały mnie wspomnienia Dawidówki, często... twój obraz. Pamięć twego pocałunku, który był pierwszym pocałunkiem mężczyzny na moich ustach i jako pocałunek miłosny, dający szczęście, pozostał jedynym aż do dzisiejszego dnia.
Zebrzydowski był pełen zachwytu dla niej i dla jej szczerości, tulił jej ręce do ust.
Nie spostrzegli się, że zapada wieczór. Po burzy pogoda błysnęła błękitem nieba. Słońce spływało ku zachodowi na pasmach czerwieni i złota. W powietrzu był przeczysty oddech czerwcowego wieczoru.
Dada i War wracali autem do Uchań, promienni, jakby skupili w sobie wszystkie uroki rozkwitłych pól i blasków nieba. Mieli w sercach taki sam bogaty ton i melodję przesłodką, jakie unosiły się i grały wskroś powietrznych rozedrganych prądów młodego lata.
Pani Teresa wyszła na ich spotkanie zaniepokojona, z zapytaniem w oczach. Dada rzuciła się jej na sztyję z nieokreślonym okrzykiem wybuchłym z jej piersi. Pobożyna uniosła brwi w górę.
— Ach tak! Czy to było powtórne spotkanie się cyganki z nieznajomym myśliwcem z puszcz naszych, kresowych?
— Więc domyśliłaś się Tereniu? Jak to dobrze! Bo ja opowiedziałam Tereni nasze spotkanie i naszą sielankę już dawno — zwróciła się Dada do Edwarda.