Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/143

Ta strona została przepisana.

Zebrzydowski ucałował gorąco ręce Teresy.
— I jaki wyrok wydała droga pani na tę romantyczną parę z puszczy?
— Zdaje mi się, że wyrok mój odpowiada w zupełności dzisiejszej sytuacji — rzekła Teresa patrząc na rozpromienienie Dady i Wara — Ale... teraz...
— Wiem co powiesz Tereniu. Wiem! Ty może nie rozumiesz tej siły...
— Ja nie rozumiem?! Oj, dziecko drogie. Odczuwam was bardziej niż przypuszczacie. Tylko lękam się o kogoś dla którego jesteś... wszystkiem.
— Tereniu! Tereniu!
Zebrzydowski ujął ręce Dady i rzekł bardzo miękko i bardzo serdecznie.
— I dla mnie jest ona wszystkiem.
— Czy tak, panie Edwardzie, czy tak istotnie? — pytała Teresa.
Szczere wzruszenie zadrgało w jej głosie. Wyciągnęła do nich ręce.
— Jeżeli miłość wasza jest prawdziwą, głęboką i świętą, jaka rzadko zdarza się wśród ludzi, tedy ten trzeci musi ustąpić. Ale biedny, biedny pan Jerzy!
Pan Paweł Pobóg okazał się mniej wyrozumiały od Teresy i bardzo surowo osądził Dadę, pomimo, że ją szczerze lubił i cenił. Oburzył się na nią za straszny zawód jaki robi Strzełeckiemu i nie dał się przekonać Tereni, że Dada nosiła stale w duszy pamięć nieznajomego z puszczy, którym był War.
— Nie powinna się była zaręczać, z Jerzym kiedy tak!
Sympatja jego przechylała się stanowczo na stronę Jerzego. Na Wara Pobóg patrzał nieufnie, ale że go także lubił, tylko mu niedowierzał, przeto przy pierwszej rozmowie nakładł mu w uszy dużo morałów i teorji tyczących się poważnego pojmowania życia i miłości w małżeństwie. War był tak zapalony i szczerze zakochany w Dadzie, że nawet i morały Poboga przyjął z należnem uznaniem i buchnął pana Pawła w ramię, Poboga pocałunek ten rozśmieszył, ale nie przekonał. Stary pan tylko stwierdził raz jeszcze, że Zebrzydowskiego można kryty-