Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/144

Ta strona została przepisana.

kować ale niepodobieństwo go nie lubić i gniewać się na niego. Zastanawiał się jedynie nad tem, jak się Edward przystosuje do koniecznej teraz egzystencji na Pochlebach, bez żadnych już sperand rozleglejszych. Na to pytanie odpowiedziała mu Terenia.
— Teraz wszystko zależy od Dady. Gdy ona go prawdziwie kocha, potrafi go zatrzymać w Pochlebach i nawet nauczyć go pracować i ukochać tę pracę.
— Dzieweczko, po sobie sądzisz Dadę! Ale pamiętaj, że ona wyfrunęła ze swego gniazda w wir wojenny i odrazu połamała skrzydła. Teraz jest trochę jak błędny ptak, albo może ćma, którą taki ogień jak War może spalić na żużel i spopielić. A on sam, przecie to wicher, rozkapryszony, wybraniec fortuny, którą wojna wygnała precz na cztery wiatry. Oni oboje teraz to ludzie powojenni, jakich widzi się mnóstwo. Wykolejeńcy! Strzełecki jest także z ich szeregów. Ale Strzełecki to feniks! On nie zginie, on jeszcze ginących wyratuje! Tak samo jak ty, dzieweczko.
— Ja? — Ej tatuś przesadza! Życie bym oddała za to gdybym mogła Romka wyratować z jego niedoli. Bo jeśli on żyje, to jest w jakiejś strasznej nędzy, inaczej sobie nie wyobrażam! A tymczasem moje najżarliwsze modlitwy, najzbożniejsze pragnienia nie mogą go wyratować i wrócić nam go... jeśli żyje...
Łzy ukazały się w jej oczach.
— Tereniu, dziecko moje, pamiętaj o maleństwach waszych. Oczy już wypłakałaś, ale zwątpienia nie dopuszczaj do serca. Skądże to możesz wiedzieć, jakiemi drogami Bóg prowadzi Romka do ciebie i dzieci, i czy modlitwy twoje...
Teresa uścisnęła ojca prędko i bojąc się rozpłakać na dobre, odeszła pośpiesznie. Gorycz jej przebierała już miarę, męka stawała się okrutną i zaczynała się właśnie najstraszniejsza choroba duszy i serca — zwątpienie. War i Dada i miłość ich nasuwając Tereni najdroższe wspomnienia męża z czasów narzeczeństwa i późniejszych, budziła tem większą tęsknotę jej duszy i tembardziej cierpiała. Myśl Tereni biegła także z bolesną