Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/145

Ta strona została przepisana.

zadumą ku Strzełeckiemu. Żałowała go z całego serca, a nie mogła mieć za złe Dadzie jej szału;. Terenia rozumiała przyjaciółkę i jej gwałtowną miłość dla Wara, bo przypomniała sobie swoje pierwsze spotkanie z Romanem na rzece i pod jodłami w lesie krążskim, po którem oboje należeli już duchem do siebie. Dada była w oczach Tereni wytłomaczoną jeszcze i dlatego, że wspomnienia nieznanego myśliwca z puszczy i ówczesna ich sielanka była właściwie niemilknącem echem w sercu młodej kobiety pomimo jej strasznych przeżyć.
A Dada była ciągle jak pod wpływem narkozy, która odurzała ją do zatraty wszelkich rozumowań. War przy Dadzie zapomniał także zupełnie o narzeczonej i wogóle o wszystkiem, co nie było oczami Dady i urokiem jej. Parę dni zeszło im jak cudny sen. Byli ciągle z sobą, zachwyt ich nie przygasał, ale też nie było w nim nic realnego. Żyli fantazją i czarem chwili. Młoda kobieta nie pamiętała nic więcej po nad przeżytą sielajnkę w puszczy i obecne ich spotkanie, jakby całe jej życie skoncentrowało się tylko w tych dwóch momentach. Wspomnienie dawne i otumainienie dzisiejsze to był jeden akord zgodny bez żadnych dysonainsów. Ale nadeszła chwila, że harmonja ich zmąciła się nieco.
W przeddzień wyjazdu Zebrzydowskiego z Uchań spędzili oboje z Dadą szarą godzinę przy fortepianie. Młoda kobieta słuchała muzyki Wara w upojeniu. Grał z artyzmem, pełnią uczucia. Dada była pod urokiem melodji Chopina, Schumanna, które Edward wykonywał precyzyjnie. Griega grał z brawurą i z temperamentem bujnej swej natury. Ogarniał ją zachwyt. Postać Wara przy fortepianie dostrajała się stylem do jego muzyki. Czasem snuł własne kompozycje, w których zwierzał narzeczonej wszystek zapał i moc uczuć gorejących dla niej w jego duszy. Gdy potem śpiewali razem romanse cygańskie, wspomnienie sielanki kresowej owiało ich nowym szaleńczym wichrem wspólnych pragnień. Edward chwycił Dadę na ręce i chłonął pocałunkami jej usta, wybiegł z nią z salonu w mroczne srebrzyste aleje parku. Przytuleni do siebie chodzili do późna w opalowej poświacie