Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/147

Ta strona została przepisana.

— Co tobie, jedyna?
— Co teraz robi Jurek?
— Ktoooo?!
— Jerzy Strzełecki, bo zadaję sobie pytanie, który nakaz ducha leśnego był istotnem prawem dla mnie? Czy ten z puszczy, który nas z sobą spotkał, złączył usta nasze i zapalił w naszych sercach niezagasłą pamięć, czy też ten, który Jerzego przywiódł na Sarny.
— Jaki duch leśny? Nie rozumiem! Skąd te myśli Dado, teraz, przy mnie?... Więc gdy ja wyjadę?...
— Będę zawsze twoja. Ale wszakże... wszakże i ty teraz jedziesz do panny Róży.
— Postaram się, aby ona sama zwróciła mi słowo. Wiem, że ją zranię, ona mnie kocha.
— A Jurek! On prócz mnie już nikogo nie ma na świecie. Mówił mi, że we mnie złożył całe życie i nadzieję... Zająknęła się wzruszeniem.
— Więc? — spytał War sucho, patrząc na nią badawczo, — Dado ja muszę być jedyny i wyłączny dla ciebie, nawet jako wspomnienie. Ja wspomnień innych niż nasze wspólne nie ścierpię — rzekł twardo.
— Ani ja również. Ale trudno mi jest pogodzić się z myślą, że Jerzy będzie tak bardzo skrzywdzony moją omyłką.
— Dado dosyć! błagam cię! Dado ja cię tu niechcę zostawić! Jedź ze mną do Warszawy. Przyśpieszymy ślub i pojedziemy za granicę. Dla takiego szczęścia jak nasze potrzeba szerszego świata, włoskiego nieba, morza, gór, świetności! Pokażę ci tyle cudów, tyle doznamy wspólnych wrażeń.
— Ty znasz to wszystko, a ja znam tylko Ostendę. Przyjechaliśmy tam z rodzicami i Zychem bezpośrednio po naszej sielance, a przed samym wybuchem wojny. Już myślałam, że moje marzenia o szerokim świecie, którego jestem tak ciekawa, nie spełnią się nigdy, a oto ty mi obiecujesz ich zrealizowanie...
— Dla ciebie Daduś, powiększyłbym świat i jeszcze go upiększył, aby tylko widzieć blask radości w twoich oczach.