Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/148

Ta strona została przepisana.

— Blask ten nie jest dla świata, lecz dla ciebie War — odrzekła poważniejąc. Będę najszczęśliwszą wtedy gdy będziemy razem w swoim domu.
— Och, gdyby w Hłowatynie i Derbyszczach...
— To nie stanowi największego szczęścia. Zobaczysz, że i w Pochlebach będzie nam bosko.
Zebrzydowski zasępił się.
— Szlachecka habenda!
— Będziesz ją jeszcze kochał, bo ja chcę ci tam niebo stworzyć na ziemi.
— Za ciasne! — sarknął.
— Nawet ze mną? O nie mów tak War i rozpędź ten brzydki cień w oczach. Słyszysz słowika? Tak samo śpiewał w Dawidówce, gdy jako młodziutka dziewczyna marzyłam o przyszłem szczęściu, o czemś, o czemś takiem wielkiem! Myślałam, że cały świat dla mnie! Jeszcze i ciebie wtedy nie znałam. Ty byłeś wtedy w Hłowatynie, Jurek w Nowosiółkach...
— Znowu?... Dado prosiłem cię...
— Ależ War, czego się zaraz gniewasz? Wspominam czasy, kiedy my wszyscy byliśmy szczęśliwi, u siebie, nie przeczuwając, że będziemy rozbitkami. Nie bądź zazdrosny War, bo wtedy i ja mogę być zazdrosną o wszystkie twoje wspomnienia, liczniejsze i pewno ponętniejsze niż moje, jak i te ostatnie z Różą.
— To było co innego!
— Wiem! ale chyba ona nie była ci zupełnie obojętną, bo nie wierzę abyś ty... tylko...
Edward zatrząsł się.
— Nie mówmy o tem!
— Jak chcesz, ale ja ci jej nie wypominam. A wiesz dlaczego? Bo żadna dotąd kobieta napewno, prócz mnie, nie oddała tobie razem tyle uczuć i płomienia swojej krwi. Zebrzydowski wziął Dadę przed siebie, objął ją ramionami i wpatrzył się w jej oczy poddane mu i już od jego płonących źrenic zapalające się. Pragnął jej