Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/15

Ta strona została przepisana.

A tamten powtarzał z rozdzierającym jakimś uśmiechem.
— Polak! No widzisz! stary Tejmuraz, polak! Skąd się tu wziąłeś, co cię tu przywiodło?... Poczekaj, chodź ze mną.
Chwycił ramię Poboga i ciągnął go za sobą. Roman patrzał na tę suchą postać pochyloną naprzód i na ostry profil twarzy z hakowatym, dawniej widocznie klasycznie garbatym nosem. Czaszka zupełnie pozbawiona włosów, ogromne oczy i usta zapadłe czyniły tę głowę podobną do starego sępa, wyleniałego z piór, z wyrazem smutku i goryczy w źrenicach.
Nieznajomy zatrzymał się w jakimś pokoju, podszedł żywo do szafy i wydobył gruby tom oprawny w zgrzebne płótno. Otworzywszy tom i położywszy na nim palec wpił ostry wzrok w oczy Romana.
— Co to jest!?
Pobóg spojrzał na tekst rozwartej księgi.
— „Pan Tadeusz“ — rzekł zdziwiony.
Szeroki uśmiech rozwarł zacięte usta starego.
— Poznałeś! Jesteś polakiem... Tak! Pan Tadeusz! Ale to nie tylko Mickiewicz, to nasza ewangelja w kopalni w Nerczyńsku. Czy ty wiesz w co jest oprawiona ta książka? To płótno z koszuli zgrzebnej, więziennej, którą miał na piersiach, przesiąkłą łzami męki, przykuty do taczki zesłaniec za miłość ojczyzny. A czy ty wiesz kto był wtedy ze mną przy tej samej taczce za takie same winy? Był polak! Brat! Dusza serdeczna, męczennik w katordze. Józef mu było na imię. On mnie nauczył po polsku a ja jego po gruzińsku. On tę książkę po kartce od kogoś ze swoich otrzymywał. Chowali my to jak relikwię, póki był dozorcą tygrys Trofim. Ale go zabili „brodiagi“ którzy za morderstwa byli razem z nami politycznymi w ciężkich robotach. Oni zabili Trofima bo on nam świństwa różne wrzucał do jedzenia znęcając się nad politycznymi. Po nim przyszedł chłop, Małorus Hawrył. Dobre było chłopisko. Przy nim uzbieraliśmy z kartek całą tę książkę. Hawrył słuchał czasem także