Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/159

Ta strona została przepisana.

Krongold kupuje dla córki ogromny majątek i chce żeby jaśnie pan sam go obejrzał. Więc jak ja przyjechałem...
— No, więc co?
— Portjer w ten moment zatelefonował do pana barona i pan baron kazał mi przyjść do siebie.
— I ty, ośle jeden, poszedłeś?
— Jaśnie pan zaraz od osłów, a co miałem robić? Nie poszedłem, ale pojechałem, bom też nie żaden posłaniec. Pan Krongold był bardzo niespokojny, czy jaśnie pan czasem nie chory. Panna służąca mówiła mi, że baronówna aż chora z tego niepokoju. I pan baron także.
— Słowem wszyscy się pochorowali. No, co dalej?
— Nie, pan Krongold nie chory, tylko był także niespokojny o jaśnie pana, że niby dlaczego ja sam przyjechałem po rzeczy, bo to już portjer wypaplał. Pytał mnie baron, co się stało, więc powiedziałem jak i co.
— Cóżeś nałgał?
— Co prawda, tom nie łgał! Mówiłem, że byliśmy parę dni w Uchaniach, że jaśnie pan spotkał tam swoją dawną znajomą z kresów, i że się z tego bardzo ucieszył; że prosto z Uchań przyjechaliśmy do Pochlebów i że jaśnie pan zostanie tu przez całe lato, bo się zabieramy do gospodarowania.
— Majster! — szepnął do siebie Edward.
— No i co dalej?
— Ano, pan baron zaczął się wypytywać o Pochleby i czegoś się tak cudacznie uśmiechał, jakby był zły. Ale widać, że on jednakowoż bardzo zdrów to nie jest, bo był taki blady, a krzywił się czasem, jakby go co bolało. A kiedy ja zacząłem chwalić Pochleby i opowiadać, że jaśnie pan będzie tu zaprowadzał dużo nowości i poprawek różnych, to pan Krongold odpowiedział mi ze śmiechem: „Znam ja te Pochleby lepiej niż pan Zebrzydowski“ i jeszcze powiedział, ale nie śmiem powtórzyć.
— Mów!
— Powiedział tak: „Jak pan Zebrzydowski zabierze się do Pochlebów, to tam już nic do poprawienia nie będzie“.