Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/162

Ta strona została przepisana.

Administrator rozpoczął z systematyczną ścisłością zdawać raporty. Obaj zanurzyli się w księgach. Błękitno siwa chmura dymu gęstniała nad ich głowami od papierosów Zebrzydowskiego, palonych jeden po drugim.
Twarz administratora ponsowiała, Edward bladł. Znużenie i nuda malowały się na jego twarzy z początku, potem zaciekawienie, potem niechęć i niepokój coraz silniejszy, wreszcie niecierpliwość i oburzenie.
— Jakto, więc zboża te już nie moje?...
— Sprzedane są na pniu, pozostaje tylko zebrać je i oddać kupcom, którzy kupili.
— Jakże pan mógł je już sprzedawać!
— Proszę pana, oto listy pańskie, dokumenty, depesze, zlecenia. Ostrzegałem! Sądziłem, że pan pamięta jakich sum żądał i jakie przysyłałem...
— Rzepak sprzedany, za buraki wzięta zaliczka tak duża — przedstawił Edwardowi sumę — że już cukrownia odmówiła dalszego kredytu. Kartofle w krochmalni także zaangażowane w grubej zaliczce na podatki. Proszę oto są dowody z opłaconych podatków, a na jesieni czeka nas danina państwowa, która na Pochleby wypadnie bardzo duża. Oto są dokumenty za sprzedane zboża zeszłoroczne. Prawda, to już panu najpierw przedstawiałem. Mamy przed sobą żniwa pociągające wydatek za robociznę. Wydatek duży. Ceny za najem rosną i ciągłe są kontrole związków służbowych. Oto podatek za las jeszcze nieuiszczony, nałożą już karę.
Zebrzydowski odsunął się z fotelem blady i zmęczony. W oczach miał mgłę znużenia i wyraz prawie rozpaczliwy.
— Więc wobec tego, co słyszę, jestem już zrujnowany? Czy tak?
— Nie, cóż znowu, proszę pana. Interesy Pochlebów są szarpnięte poważnie, ale to jeszcze nie ruina. Niech Bóg broni! Trzeba się tylko ogromnie, jak to mówią, wziąć w kupę, trzeba oszczędzać bardzo, pracować, zabiegać, dbać, a głównie zapomnieć o wszystkiem, co pociąga za sobą jakikolwiek wydatek niepotrzebny. Z tego wychodząc założenia wszelkich remontów i bu-