Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/165

Ta strona została przepisana.

wstawał rano i patrzał jak rośnie i plonuje żyto, które już nie jest jego własnością.
Będzie dozorował młocki pszenicy dla kupca, który ją już kupił zanim dała kłosy. Będzie się starał o pieniądze na żniwa, z których już nic dla niego nie zostało.
A co powie Dada na to wszystko? Ona go też do pracy nakłania i obiecuje mu w Pochlebach raj stworzyć. A tak! cudowny raj, na ruinach! A podróż ich, a piękne inne projekty!
Zebrzydowski biegał po parku opętany myślą główną, jak on w warunkach obecnych wytrzyma. Przypomniała mu się znowu pogoda pani Teresy w majątku zdewastowanym do szczętu. Pochleby on sam zdewastował. Co na to powie Dada? Ach, ten Krongold, badał hipotekę i zaraz kupił duży majątek. Nie chciał na habendę do Pochlebów oddać córki.
Edward syknął z wściekłością.
— Nie odda, nie!...
Za ciasno mu było w parku. Wpadł jak burza do kredensu i kazał siodłać konia.
Pawcio przeraził się jego wyglądem.
Edward na Majestozie błądził po polach całą noc. Rozmawiał z sobą głośno, jakby z kimś trzecim, który go słuchał, przytakiwał mu, zaprzeczał. Kłócił się z tym kimś, kto był w nim teraz, ale jakby nie on. War klął, roztkliwiał się, prawił sobie impertynencje i gorzkie wyrzuty sobie czynił, przypominając alarmowe listy administratora w zimie i na wiosnę. Odkładał je na bok ze złością i więcej o nich nie myślał. Dopiero dziś przypomniały mu je ich kopje pokazane przez administratora.
O do djabła! Ale wtedy miał perspektywę posagu Róży. Starał się o nią i zapomniał o tej „kieszonce na drobne“, jak nazywał Pochleby — i nawet o tem nie pamiętał, że ta kieszonka obficie sypała mu pieniądze, tylko, że on nie pytał i nie interesował się skąd czerpie wydawane sumy. Znał tylko adres Pochlebów, ale skąd Pochleby brały i niosły mu paki banknotów, co miesiąc prawie mniej wartościowych, nie zastanawiał się. Wystarczyło mu jedyne pytanie i najgłówniejsze zagadnienie: