Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/171

Ta strona została przepisana.

— Mój drogi, najdroższy nędzarz! Mój umiłowany, stroskany pan! A czy ty wiesz, że twoje żale są mi tylko dla tego przykre, że ty się trapisz; że one ciebie gnębią. Ale ja się nie martwię, bo wiem, że to ciebie i nas zahartuje, to nam w dzisiejszych czasach wyjdzie na dobre. Zobaczysz War, jak zakaszemy rękawy do pracy.
— Masz tobie! i ty mi radzisz zakasywać rękawy jak ciocia „Kalendarz“? Gwałtu! za młoda jesteś na to i za piękna!
— Jaka ciocia „Kalendarz“?
— Jest taka ciocia z typu cioć gderliwych i weredyczek nieco cudacznych. Ale niech pan Bóg broni, żebyś była Daduś do niej podobna, choćby w jednej teorji czy idei. Przestałbym cię kochać natychmiast.
— Czy idea pracy to także teorja tej cioci twojej?
— Ależ naturalnie, to jej idee fixe!
— No, to z żalem stwierdzam, że przestaniesz mnie kochać bardzo prędko, bo ja do pracy już przywykłam. Zresztą ideę tę wyniosłam z domu moich rodziców i bez niej życia nie pojmuję.
— Nawet ze mną?
— Nawet z tobą.
— I zakaszemy oboje rękawy do tej pracy? i ona ma się stać dogmatem naszego życia? Szarą rzeczywistością naszego istnienia?
— Albo ona, albo pójdziemy z torbami.
— Dado! Widzisz już gorycz zakradła się do twoich słów, a gdy się zakradnie do serca, co wtedy? Co wtedy?
— Nie wmawiaj we mnie drogi swoich własnych goryczy. Ja się pracy nie boję, a zastosować się do nowych czasów, w których żyjemy, jest już koniecznością, o ile się nie chce zginąć w zalewisku nowych fal.
Zebrzydowski patrzał na nią zdumiony. Wzrok jego zastanowił Dadę.
— Przypomniałam ci widać znowu ciocie „Kalendarz“?
— Tak niestety i widzę, że ideały nasze rozbiegają się. Nie przypuszczałem tego. To bardzo smutne.
Dada zmieszała się.