Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/172

Ta strona została przepisana.

— Więc wolałbyś, abym była lalą bezduszną, abym teraz łamała ręce nad sytuacją twoją i nad tem, że będziemy musieli żyć skromnie i oszczędzać? że nie będzie na zagranicę, na podróże i zbytki i głupstewka, wolałbyś mnie taką?
Warowi nagle przypomniała się matka i jej próżność.
— Może i nie chciałbym w tobie tego, co mówisz, ale coś, coś pragnąłbym w tobie widzieć.
Dada przytuliła się do narzeczonego.
— War, może ja ciebie rozumiem, tylko nie potrafię tego sformułować. Ale bądź spokojny o przyszłość naszą o ile miłość twoja dla mnie będzie trwała. Ja nie jestem doktrynerką, lubię życie, ach jak lubię, wesele, śmiech, uciechę, świat! A z tobą życie rajem mi będzie. Wierz mi.
War objął ją, lecz nie odczuła w jego objęciu i uścisku dawnego zapału i żaru. Patrzał w jej oczy trochę tępo i rzekł idąc za swoją myślą.
— Ja pracować nie potrafię, nie mogę! Klęska materjalna jest moją klęską duchową i na to jest tylko jedna rada, jedyna.
— Jaka? — spytała ze drżeniem.
— Palnąć sobie w łeb.
— War, czy ty to mówisz poważnie?
Głos Dady był głuchy.
— Najzupełniej! Powiedz, co pozostaje mi więcej? Kocham cię, a nie będę mógł otoczyć ciebie zbytkiem i pięknem, na co zasługujesz tak bardzo. Nie cierpię pracy i ona nie dla mnie, życie w szarzyźnie pospolitej dla mnie. Więc co?
Dada milczała.
Chciała wypowiedzieć: „i ja nie dla ciebie“, lecz nie miała odwagi.
Teraz dopiero uprzytomniła sobie jasno i wyraźnie, że on potrzebuje miljonów, potrzebuje posagu, że ona teraz biedna i dać mu tego nie może. Myśl ta utkwiła w jej mózgu jak oścień żelazny. Ale Dada milczała, bojąc się, by myśli tej War nie odgadł.