Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/175

Ta strona została przepisana.

Dada odsunęła się od niego i głęboko spojrzała mu w oczy.
— War, czy przez usta twoje przemawia teraz serce, czy chimera?
— Przestajesz mi już ufać? Więc ci powiem, serce oddałem ci niepodzielnie, a chimerę moją tylko ty możesz we mnie unicestwić.
— Och, gdyby tak było istotnie, gdybyś ty sam, wierzył w to, co mówisz, może wtedy życie nasze byłoby bardzo piękne.
— Będzie piękne, Dado, tylko bądź ze mną zawsze, nie rozłączajmy się! Jedź ze mną i teraz do Warszawy, chcę tego koniecznie. Pragnę mieć ciebie ciągle przy sobie.
Młoda kobieta uśmiechała się przez łzy i gładziła ręką jedwabne włosy Wara.
— Więc pojedziesz? Ja tego chcę.
— Pojadę dla ciebie.
Zapanowała między nimi znowu pogoda, ale Dada choć wzruszona i kochająca patrzyła na Wara trochę tak, jak na duże, rozkapryszone dziecko. I zupełnie bezwiednie, wbrew jej woli, przyszedł jej na myśl, silny, niezłomny charakter Jerzego.