Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/186

Ta strona została przepisana.

mówili do siebie szeptem, poczem młodszy dodał głośniej z ożywieniem.
— Napewno nie, ja się na tem znam! Bardzo dystyngowana.
— Znamy się i na dystyngowanych.
Olga patrzyła na nich śmiało, ale wyzywająco i bez kokieterji. Rozmowę ich, chociaż niezbyt głośną słyszała wybornie. Starszy pan mówił:
— Bardzo mi się twoja narzeczona podoba, i szczerze ci War winszuję. Takiej właśnie żony dla ciebie potrzeba. Jakże załatwiłeś z Krongoldówną? Nic nie mówisz.
— Hm, z Krongoldówną? Panna Róża zerwała ze mną, odesłała mi pierścionek, zwróciła słowo i sprawa skończona. Papo ciskał się podobno na mnie, i odgrażał wielce. No, ale ostatecznie wyjechali zagranicę.
— Oczywiście zerwanie wywołane przez ciebie.
— Noo, o tem, się wuju nie mówi.
— Po gentlemańsku tak, ale wszyscy to rozumieją. Dobrze zrobiłeś! Lękam się tylko, że między tobą i Dadą zachodzą już pewne dysonanse. To źle! Ona mogłaby na ciebie wywierać wpływ zbawienny, gdybyś chciał. Ale ty masz, War, rozmiłowanie się w swoich wadach. Czasem odnoszę wrażenie bardzo smutne, że żałujesz podświadomie miljonów byłej narzeczonej. Gdyby Dada spostrzegła to samo, będzie katastrofa.
— Nie żałuję niczego, tylko nie wierzę w przyszłość naszą.
— A to z jakiego powodu?
— Z tego, że Dada to druga Terenia, ale ja niestety nie jestem taki jak Pobóg.
Olga drgnęła i już teraz zaczęła słuchać celowo.
— Dobrze War, że sam to rozumiesz — mówił starszy pan. Ale toś trafnie powiedział, że Dada to druga Terenia. Opatrzność łaskawa, że Pobóg wrócił, gdyby zginął, jak to już głośno przypuszczano ona chyba nie przeżyłaby takiego ciosu, pomimo że ma dzieci, i że jest tak samo idealną matką jak i żoną. Teraz gdy się na ich szczęście patrzy, serce rośnie w człowieku.