Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/19

Ta strona została przepisana.

— Nie wiary w dziś tylko wiary w jutro. Ale — dodał Gruzin ze smutkiem — jutra ja już nie doczekam, tak jak Józef nie doczekał zmartwychwstania Polski. A wiesz dlaczego? Oto patrz!
Wydobył z zanadrza fotografję i pokazał ją Romanowi.
— Trzeba być takim jak ten a nie ruiną, która dziś, jutro zmarnieje do reszty.
— Któż to taki? — zapytał Pobóg olśniony niezwykłą pięknością fotografji.
— To on, Józef, żołnierz polski. Józef miał wtedy dwadzieścia pięć lat.
— Jakiż on piękny! — zawołał Pobóg — jaka bogata w wyrazie twarz męska, ile myśli i ognia w oczach!
— A gdybyś widział go potem, gdy wypuścili nas z podziemi nerczyńskich. Spójrz!
Podał Romanowi drugą podobiznę. Pobóg spojrzał i zasłonił oczy. Niewypowiedzianie bolesne uczucie targnęło całem jego jestestwem. Fotografja ukazywała twarz niemal nędzarza, okropną, o trupim wyrazie i oczach zasnutych mgławicą. W twarzy tej jednak zachowały się piękne rysy tamtego z pierwszej fotografji, ale obie razem zestawione, wyglądały jak świeżo rozkwitły kwiat przy zmurszałym grobie.
Gruzin położył rękę na ramieniu Poboga i rzekł z naciskiem choć bez sarkazmu.
— Dlatego oto macie dzisiaj wolną Polskę i sztandar wasz nosi się wysoko. Dlatego ty nie potrzebujesz gnić w Nerczyńsku a twoje dzieci i twoi bracia mogą spać spokojnie!
Nagle Pobóg podniósł głowę i rzekł głosem w którym zadrżała jakaś dziwna nuta.
— Daj mi tę młodzieńczą podobiznę Józefa. Jeśli nie zginę na szańcach gruzińskich, zawiozę ją do kraju i będę z niej brał pobudkę do czynów, do walki o taką przyszłość o jakiej on marzył, przykuty do taczki niewoli. Bądź moim przyjacielem i wierz, że pragnę gorąco zastąpić ideowo ciebie i Józefa na stanowisku syna ojczyzny.