Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/190

Ta strona została przepisana.

Olga powstała.
— Dziękuję panu. Zdobędę to pismo.
— Mógłbym je pani dostarczyć, gdyż mam je u siebie, lecz, lękam się być zwiastunem jakiej złej wieści.
— Proszę niech pan przyśle. W dzisiejszych czasach jest się przygotowanym na wszystko. Nie mam już rodziców, ale mam krewnych w Gruzji. Zatem czekam na to pismo i dziękuję za uprzejmość pana.
Podała im znowu rękę i odeszła prędko, wytworna, wyniosła, pewna siebie.
— Wspaniała! — rzekł Edward siadając z powrotem. Cóż za uroda!
Oczy mu błyszczały. Ale spojrzawszy na hrabiego, roześmiał się.
— A to wuj wpadł! No, winszuję! Sytuacja... moje uszanowanie! jak mawia stary Pobóg.
— Co ja tam o niej nagadałem? — spytał hrabia z zakłopotaną miną.
— O niej samej to jeszcze nic, ale o niej i o Pobogu, to gorzej.
— O, jak Boga kocham! I przecie mogliśmy się domyślić, bo wyjątkowo piękna i typ nie tutejszy. Ty także jesteś nieuważny, War. Zjadałeś ją oczami a nie mogłeś mnie przestrzec?
— Wujaszek również połykał ją wzrokiem aż miło. Trzeba jej to pismo dostarczyć.
— Prawda! Prawda! A tom się złapał. Ale ona jaka dystyngowana, nawet poznać po sobie nie dała nic, ani cienia. „Jestem księżniczką o której panowie rozmawialiście przed chwilą“. Więcej nic, nawet uśmiechu. O, przykład, że milczenie jest złotem a mowa srebrem, to za mało! mowa jest rozbitym cymbałem. Ten kto te przysłowia wymyślił jeszcze się zapewne mniej skompromitował niż ja. Idziemy!
Hrabia, zanim odesłał obiecane pismo do pokoju Olgi, przejrzał je z Warem, lecz nazwiska księżniczki nie znaleźli.