Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/194

Ta strona została przepisana.

zdławiony drżał. Pobóg spojrzał mocno w jej źrenice i rzekł głucho.
— Zapomnij wszystko, Olga... jeśli... możesz.
A ona pochyliła się ku niemu i skroń oparła o jego czoło.
— Dałeś mi szczęście i choć było złudą, nie zapomnę naszych cudownych... chwil.
— Dziękuję ci za wszystko, za życie, któreś mi powróciła i za to, żeś jest taką jaką cię przeczuwałem.
— To nie moja zasługa, to wpływ świętej pamięci wuja Bagrata.
Pobóg cofnął się gwałtownie w tył.
— Co się stało?
— Rozstrzelany!
Pobóg zasłonił sobie oczy drżącą dłonią.
— I on kochał ciebie, Rom, i przepowiedział mi wszystko.
Usłyszeli za drzwiami lekkie kroki. Olga odsunęła się z falą krwi na twarzy.
Weszła Teresa.
Była jasno ubrana, wytworna, radosna. W ręku miała kwiaty. Dwie kobiety stanęły naprzeciw siebie. Obie milczały. Wybitna piękność Olgi wprawiła Teresę w osłupienie, Oldze zaś Pobożyna wydała się uosobieniem promiennego szczęścia i wdzięku. Twarz Tereni zgasła. Spojrzała na męża i opamiętała się.
Pobóg ujął jej rękę.
— Moja żona — rzekł miękko.
Terenia z ożywieniem wyciągnęła dłoń do Olgi.
— Księżniczka Czhangirani? domyślam się.
Krótki nerwowy uścisk Olgi.
— Tak! Przyszłam pożegnać pana — odrzekła niby spokojnie ale niższym niż zwykle głosem, zdradzającym wyraźne wzburzenie.
— Pani spocznie? Proszę.
— Dziękuję. Już wychodzę.
— Niewypowiedzianie bolesną przyniosła mi pani wiadomość o śmierci księcia Bagrata Czarawdżadze... Zostało mi po nim wspomnienie jasne. Dla pani ciężką