Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/209

Ta strona została przepisana.

się wścieknę.
— Uspokój się, War. Nie chcesz mnie zrozumieć, jak zawsze zresztą. Nie dręcz mnie i ja ciebie dręczyć nie chcę! Wymawiasz mi, że chcę ciebie — zaszyć — w Pochlebach, jakbyś nie orjentował się w sytuacji własnego majątku. Jednakże ciągle przedemną ubolewasz nad jego złym stanem finansowym. To mnie boli, wiesz, z jakich względów. Nawet matka twoja nie wahała się rzucić mi w oczy, że tobie potrzebny jest posag, którego ja nie mam. Jestem biedna i bez rodziny, ale z tego pogromu wojny ocaliłam ambicję swoją i dumę. Chcę pracować razem z tobą. Pracę lubię, ona to mój żywioł i jej się nie boję. Ale ty przeciwnie, chcesz roztrwonić resztę majątku bezmyślnie, zagranicą.
— Znasz moje zapatrywania, Dado, że takiego życia, jakie ty projektujesz, nie chcę ani dla ciebie, ani dla siebie. Za nic! za nic!
— Słyszę o tem ciągle, niestety i do tego zmierzam, te lepiej się cofnąć z tej mylnej drogi, która nie wiedzie do szczęścia, ani do wspólnej harmonji. Poco brnąć z przeświadczeniem, że się brnie? Ja nazywam rzeczy ich właściwem mianem, pomimo, że nazywają mnie idealistką. Ty, War, owijasz wszystko w jedwabie i taka jest pomiędzy nami różnica. Zdaje się, że treść tych rzeczy nie jest i dla ciebie złudą.
— Widzę, że mnie już nie chcesz i nie kochasz. A wobec tego sprzedam Pochleby i niech mnie!! Uciekam w świat!
— Naturalnie! To najaktualniejsze marzenie twoje. Oj, War, nie bluźnij przeciw moim uczuciom, raczej swoje własne przeanalizuj sumiennie, czy nie są one pod wrażeniem nowej fali szału — rzekła Dada z goryczą.
Zebrzydowski prawie w furji wypadł z pensjonatu. Rozdrażniły go słowa Dady, gdyż odgadła poniekąd kierunek jego obecnych zapałów. Od pewnego czasu był on istotnie pod wpływami nowych pragnień, one były teraz najżywotniejszem widzeniem jego płomiennej natury. Od wyjazdu z Warszawy księżniczki Olgi, War zapamiętał się w jednej jedynej myśli, by jechać za nią.