Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/213

Ta strona została przepisana.

War albo nie słyszał, albo udawał, że nie słyszy. Było mu wszystko jedno od kogo są telefony i co ów ktoś może mówić.
Edward doznawał wrażenia, że jest więźniem. Ogarniała go tępa obojętność na wszelakie sprawy świata i apatja beznadziejna. Tak przebył bezsenną noc i cały dzień następny.
W pewnej chwili jął biernie przerzucać wczoraj nadeszłe listy. Wziął do ręki kopertę, która go nagle, najniespodziewaniej zaciekawiła.
Stempel paryski.
— Od kogo to?
Czytał:
„Spełniając zlecenie pańskie, zawiadamiam, że księżniczka gruzińska Olga Czhangirani, przybyła do Paryża przed tygodniem z Konstantynopola. Mieszka w pensjonacie (adres podany był dokładnie). Księżniczka rozpoczęła tu starania o odszukanie przez konsulaty kuzyna swego, księcia Arczyłła Czarawdżadze, który znajduje się w niewoli bolszewickiej“.
Zebrzydowski nagle doznał uczucia, że ciśnięto na niego stos płomieni. Iskry palące obsypały Wara. Wybuchnął w nim wulkan pragnień i pożądań nowych, szaleńczych.
Zrozumiał siebie! Nie może czekać tu na Kmietowicza.
Sytuacja jego obecna w Warszawie wydała mu się ciężką ponad jego siły.
— Ani dnia! ani godziny!
Bez namysłu, uniesiony żywiołowym porywem, opętany nim, War pierwszym kurjerem wyjechał do Lwowa.
Bezpośrednio potem w numerze Edwarda, w Bristolu, zadzwonił telefon.
Pawcio, który został jeszcze w Warszawie i powróciwszy z dworca, raczył się koniakiem, posłuchał z flegmą sygnału i odrzekł zdaleka, obojętnie:
— Daremna fatyga! niema nas w domu!
Telefon zadzwonił powtórnie. Pawcio wzruszył ramionami, zły.