Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/216

Ta strona została przepisana.

War nic przyjedzie! — zawołała Dada w szczegółnem podnieceniu. — Pojechał do Lwowa, pojedzie jednym rozpędem dalej! Może nawet przeczuwam, dokąd pojedzie!... Zemściło się na mnie moje marzenie wiośniane, bo tak tylko nazwać mogę sielankę z Warem w puszczy i naszą miłość ówczesną, która była piękną bajką. Takich bajek nie powinno się odnawiać i rozwijać, gdyż bledną i tracą na swym uroku.
Stan duszy młodej kobiety, pomimo pozornego spokoju, przerażał panią Renatę. Dada unikała jej i wogóle ludzi. Chodziła na długie samotne spacery do parków o najwcześniejszej godzinie rano, lub wyjeżdżała za miasto i tułała się po polach bezmiernie zgnębiona. Ale jej cierpienia nikt nie widział prócz Renaty.
Dada z uporem przypominała sobie słowa Jerzego, gdy żegnali się ostatni raz w Uchaniach, po jej zerwaniu z nim, a zaręczeniu się z Warem. Mówił jej:
„Lecisz na ogień, ale w nim spłoniesz. Gdybym mógł cię wyrwać z pod jego uroku i ocalić, oddałbym życie“.
Spaliła się w tym uroku jak ćma!
— Jak ćma! — powtarzała sobie Dada z okrucieństwem. — Gdyby nie Jerzy, możebym teraz mniej cierpiała!
Zaczęła chorobliwie szukać pracy, jako jedynego ratunku dla siebie. Ale ze znalezieniem posady było trudno.
Pewnego wieczoru Dada wróciwszy z dłuższego spaceru, była w lepszem niż zwykle usposobieniu, zachłysnąwszy świeżego powietrza na polach pod Wilanowem, zatęskniła za wsią, za lasem. Ale tęsknota jej nasunęła bardziej optymistyczne myśli. W pensjonacie Dada grała długo na fortepianie, głównie melodje, które lubił War i które grywała mu w Uchaniach podczas pierwszego ich spotkania. Oczami duszy widziała jego postać przed sobą, gdy oparty o pulpit patrzał na nią, widziała go przy sobie, gdy grywali razem, lub gdy ona słuchała jego muzyki. Te niedawne wspomnienia ożywiły ją znowu. Serce młodej kobiety, pomimo zgnębienia i udręki duchowej, zabiło ufniej, jakby ockniętą na nowo nadzieją i wiarą w przyszłość. Grała długo, powierzając klawiszom swe