Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/218

Ta strona została przepisana.

czuwałem to aż nadto. Byłem złym duchem Twego życia, a stać bym się mógł nieszczęściem. — Nie mam wyrzutów i co do Pochlebów, wypadłbym z nich nie dziś to jutro, jak orzech, który rozsadziłby skorupę, bo mu w niej było ciasno. Zgasiłem już w sobie wszelkie ideały. Musi mi teraz wystarczyć pospolita realność życia. Czasem i ona bywa piękna, gdy się jest bogatym, tak, jak byłem ongi. — W Paryżu zamierzam uczęszczać do szkoły nauk politycznych. Przygotowanie prawne mam, zaczerpnięte na studjach w Cambridge, resztę zrobią stosunki, jakie posiadam i dobre chęci, może nawet pragnienia, by się kształcić w tym kierunku. Trochę jestem tylko za biedny i to będzie dużym minusem. Marzą mi się szerokie zakresy czynów, ale nie przy pługu i nie w Pochlebach...“
— I nie przy mnie! — szepnęła Dada, opuszczając bezwładnie list na kolana.
Podniosła głowę i patrząc przed siebie trochę mętnie, rzekła głośno, jakby do kogoś trzeciego:
— On pojechał do księżniczki Czhangirani!...