Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/221

Ta strona została przepisana.

— On ich również umiłował, we mnie zaś odnalazł odpowiedni do tego grunt. Pan zna moje życie, otóż mój pobyt na Sarnach i obcowanie z ojcem Turem usposobiło mnie do tych sfer tak ujmująco i ufnie, że to w naturze mojej pozostało jako zarodek, który teraz rozwinął się i rozwija coraz bardziej. Widocznie przeznaczenie moje szło w tym kierunku. Burza wojny wyrzuciła mnie na taki teren, by poznać i ocenić owe niższe sfery, które sercem i uczciwością przewyższają bardzo często — najwyższe.
— Wszak pani w małżeństwie swem nie była szczęśliwą?
— To co innego, proszę pana, tu nie było winy, z obu stron, tu inne czynniki rozdzielały i niszczyły życie. Byłam wtedy jakby pisklęciem ciśniętem brutalnie w zupełnie obce dla siebie gniazdo, ale nie wrogie. Znalazłam tam serca i nawet delikatność uczuć, które oceniłam dopiero potem.
— Zawsze pani jest idealistką, pani Magdaleno droga, i pełną zapału bojowniczką swoich ideałów. A pomimo to i realistką, bo do każdej pracy przypija się pani z taką upartą wytrwałością i werwą, tyle wkłada pani duszy w nią i życia, że tem samem dokonać pani może bardzo wiele.
Dada zarumieniła się ze szczerej radości na tę pochwałę starego obywatela, którego szanowała głęboko.
— Pragnę całem sercem, aby tak było istotnie. Ale to nie moja zasługa, tylko najpierw pana Jerzego, powtarzam, a potem państwa. Strzełecki jak prawdziwy przyjaciel, podał mi rękę i pomógł wydźwignąć się z mojej biedy duchowej. Państwo dali mi u siebie odczuć dom rodzinny i tyle serca.
— W stosunku do pani bardzo to było dla nas łatwe i miłe. A co do Strzełeckiego, nie przeczę, że mu pani dużo zawdzięcza. To człowiek mocny duchem i charakterem. Jego działalność w Zdołczycach imponuje mi. Teraz, gdy jest administratorem odpowiedzialnym w Zdołczycach, a plenipotentem całego klucza Poturzyckich, teraz szerszą rozpocznie działalność. Tęga głowa! Szkoda,