Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/23

Ta strona została przepisana.

Stary Gruzin zaśmiał się jak dziecko szczerze i swobodnie.
— Chcecie abym w swej własnej tragedji jeszcze wam był ciężarem? Duch to lotne skrzydło a ciało to już kula co ciągnie na dno. Nie bracie! Ja tu zostanię! Nie oglądajcie się na mnie, mój czas już nadszedł. Nie chciała mnie śmierć sama brać, weźmie kula bolszewicka o ile weźmie. Może przeznaczenie było ginąć z ręki tego wroga choć i bez caratu. Ale stąd się nie ruszę za nic! Nie patrzcie na mnie, idźcie za nim, dokąd was duch mego Józefa zaprowadzi...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nogajskie bachmaty stukały niecierpliwie hacelami podków o asfalt podjazdu pałacowego. Jeźdźcy byli na siodłach, uzbrojeni, gotowi. Tejmuraz stał na marmurowych schodach ganku i żegnał ich krzyżem świętym.
Ruszyli. Zagrzmiały kopyta. Olga objęła wzrokiem pałac miłośnie. Pobóg salutował Tejmuraza jak jenerała na paradzie, więcej, jak uwielbianego wodza.
A starzec wzniósł w górę ramiona i wołał mocnym ale trzęsącym się ze wzruszenia głosem znaną w Gruzji pobudkę wojowników o wolność ojczyzny.
— „Gruzini, zaatakujmy i wyrzućmy z ojczyzny nieprzyjaciela kraju! Gruzini oprzytomnijcie!... Niech świat wie o waszem istnieniu!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .