Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/25

Ta strona została przepisana.

W cichy zakątek pięknego kraju wpełznął niepokój i zawisł nad ludźmi jak mara złowroga.
Pobóg usłyszał kroki przed sobą. Wpatrzył się w mrok i spytał:
— Czy to wy, książe?
— Tak, to ja.
— Co słychać?
— Źle! cały kraj już w ogniu. Po wzięciu Suram Sowiety gromią nas. Walka trwa! Ten straszny orkan powali powtórnie naszą ojczyznę w nędzę niewoli. Dwa lata niepodległości, marzeń cudownych, a oto znowu zdradziecki wróg zabija naszą przyszłość!
— Czy nie macie nadziei? Wszak armja dzielna i wiedziona ideą ocalenia kraju za wszelką cenę. Oficerów macie wybornych, bohaterskich wodzów, armja zbierze się na nowo.
— Wszystko to prawda, co mówisz, bracie, ale tam jest przemoc tak wielka, że gasi nawet naszą wiarę.
Dwaj mężczyźni umilkli. Stali obok siebie w ponurej zadumie.
Książe Bagrat Czarawdżadze, wysoki i barczysty, śniady, o oczach czarnych, głębokich, miał na ustach, ocienionych szpakowatym krótkim wąsem, wyraz bolesny. Oczy mu gorzały ogniem wewnętrznej męki. Pobóg widział w nich, nawet w cieniu, gorejące iskry nienawiści dla wroga. Książe zdjął niski barankowy kołpak i pociągnął dłonią po czole i po bujnej szpakowatej czuprynie.
— Czy wszystko w pogotowiu? — spytał Pobóg.
— Wedle twojej instrukcji, bracie. Dowództwo w twojem ręku i ocalenie Ałchalczyka od ciebie zależy. Wieś pod bronią jak jeden człowiek, Wakhtang na ich czele. Czuwają?
— Izmaił na swojem miejscu?
— Tak jest.
— Cóż Hazmat przywiózł więcej z podjazdu?
— To co mówił tobie. Tyflis wzięty. Ogień rozlewa się po całym kraju. Lada moment możemy spodziewać się napadu.